W ocenie cytowanego w poniedziałek przez dziennik "Komsomolskaja Prawda" byłego pilota 415. pułku myśliwskiego, który do 1994 roku stacjonował na lotnisku Tunoszna, katastrofa Jaka-42 przypomina zeszłoroczny wypadek polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.
"Wtedy pilot ślepo wykonywał rozkazy zwierzchników zamiast kierować się instrukcjami. Mam nieodparte wrażenie, że także tym razem działo się coś podobnego: pilotów poganiano z ziemi; byli poddenerwowani" - mówi wojskowy pilot, zastrzegając sobie anonimowość.
Gdy samolot rozpoczął rozbieg, jego doświadczony dowódca musiał zrozumieć, że pojawiły się problemy. Zgodnie z instrukcją, powinien był przerwać rozbieg i zawrócić na ścieżkę kołowania. Stanął wobec wyboru: albo ostro hamować z dużym prawdopodobieństwem kapotowania, co na kilka godzin sparaliżowałoby pracę lotniska, na które zmierzały maszyny z gośćmi politycznego forum, albo zaryzykować. były pilot 415. pułku myśliwskiego
Według rozmówcy"Komsomolskiej Prawdy, "pilotów Jaka-42 ostrzegano, że nie może być żadnej zwłoki" ze startem z uwagi na III Światowe Forum Polityczne, które nazajutrz rozpoczynało się w Jarosławiu. "Spodziewano się wielu wysokich rangą gości. Trzeba było jak najszybciej zwolnić pas startowy" - powiedział.
"Dokonał wyboru między karierą i życiem"
"Gdy samolot rozpoczął rozbieg, jego doświadczony dowódca musiał zrozumieć, że pojawiły się problemy. Zgodnie z instrukcją, powinien był przerwać rozbieg i zawrócić na ścieżkę kołowania. Stanął wobec wyboru: albo ostro hamować z dużym prawdopodobieństwem kapotowania, co na kilka godzin sparaliżowałoby pracę lotniska, na które zmierzały maszyny z gośćmi politycznego forum, albo zaryzykować" - zauważył wojskowy pilot.
Rozmówca "Komsomolskiej Prawdy" podkreślił, że wybranie przez kapitana Jaka-42 pierwszego wariantu oznaczałoby "krzyżyk na karierze". "W najlepszym wypadku mógłby zostać ochroniarzem" - powiedział były pilot i dodał, że "pilot znów dokonał wyboru między karierą i życiem".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters, TVN24, fot. EPA