Kanadyjski minister bezpieczeństwa publicznego Stockwell Day zapowiedział w czwartek rewizję procedur stosowania paralizatorów. Jest to reakcja na kontrowersje, jakie wzbudził w Kanadzie film dokumentujący październikowy incydent na lotnisku w Vancouver, gdzie policjanci śmiertelnie porazili taserem 40-letniego Polaka.
- To tragiczny i przykry incydent - powiedział na forum kanadyjskiego parlamentu minister bezpieczeństwa publicznego Stockwell Day. Jak wyjaśnił, poprosił o analizę procedur użycia taserów, aby uniknąć w przyszłości podobnych zdarzeń.
Day odpowiadał na pytanie deputowanej Penny Priddy z opozycyjnej Nowej Partii Demokratycznej, która oburzenie, jakie incydent wywołał wśród Kanadyjczyków podsumowała słowami: "Krzyki konającego mężczyzny odbijają się echem w całym kraju".
W ciągu ostatnich pięciu lat wskutek użycia taserów z rąk policji zginęło w Kanadzie 17 osób.
Matka zmarłego żąda wyjaśnień
Matka Roberta Dziekańskiego domaga się natychmiastowego wyjaśnienia okoliczności w jakich zmarł jej syn. - Pani Zofia Cisowska chce pełnego wyjaśnienia prawdy w sprawie tego, co zaszło na lotnisku, domaga się też sprawiedliwego odszkodowania. Straciła syna, więc chce wiedzieć, kto jest odpowiedzialny za jego śmierć - powiedział reprezentujący ją mecenas Walter Kosteckyj.
Policja zastosowała wobec Roberta Dziekańskiego tzw. taser, czyli pistolet rażący ładunkiem elektrycznym. Jak wykazał jednak opublikowany dziś film wideo z miejsca incydentu, Polak nie stawiał oporu przy próbie zatrzymania. Na nagraniu widać ofiarę wijącą się na podłodze i krzyczącą z bólu.
- Nic tego nie usprawiedliwia. To oburzające. Kanada jest cywilizowanym krajem - powiedział o interwencji policji mecenas Kosteckyj.
Strona polska też chce wyjaśnień
Śledztwa w sprawie okoliczności śmierci Dziekańskiego domaga się też rząd RP. Konsul generalny w Vancouver Maciej Krych powiedział miejscowemu dziennikowi, że po obejrzeniu taśmy wideo z incydentu poprosił polską prokuraturę generalną o bezpośredni kontakt z władzami kanadyjskimi w tej sprawie.
- Na wideo widać, że policja użyła środków nieadekwatnych do sytuacji. Dziekański był roztrzęsiony i po prostu szukał pomocy. Zastosowano przemoc wobec człowieka, który nie zachowywał się agresywnie. Podnosił ręce, nie chciał stawiać oporu - ocenia ambasador RP w Kanadzie, Piotr Ogrodziński.
Dyplomata spotkał się w sprawie śmierci polaka z szefem kanadyjskiej komisji ds. skarg na działania policji Paulem Kennedym. - Dostałem dokument potwierdzający zaangażowanie się komisji w śledztwo. Będą je obserwować z zewnątrz - powiedział ambasador. Dodał też, że ambasada dostaje listy i e-maile od Kanadyjczyków z wyrazami oburzenia na postępowanie policji.
"Tłumaczenia policjantów niepoważne"
Dziekański zmarł na lotnisku w Vancouver 14 października. Przez 10 godzin czekał na matkę, która - jak się potem okazało - była na terenie portu, ale nie mogła go znaleźć. Kiedy powiedziano jej - niezgodnie z prawdą - że Dziekańskiego nie ma na lotnisku, odjechała do domu.
Na taśmie widać, jak Polak po wielogodzinnym oczekiwaniu niecierpliwi się, rzuca krzesłem i rozbija komputer. Policjanci utrzymują, że nie byli w stanie się z nim porozumieć, bo nie mówił po angielsku. Ale według strony polskiej, takie tłumaczenia są niepoważne. - Kanada jest krajem imigrantów. Przyjeżdżają tu ludzie z całego świata, którzy też nie mówią po angielsku. To oburzające. Konsulat ma tłumacza, który jest do dyspozycji 24 godziny na dobę - utrzymuje mecenas Kosteckyj.
Źródło: PAP