Kiedyś sam należał do radykalnej irańskiej bojówki. Teraz rozpoznaje na filmach i ujawnia na blogu adresy i telefony bojówkarzy, którzy rozpędzali demonstracje po irańskich wyborach. Spędza przy komputerze setki godzin, przeglądając tysiące zdjęć.
Amir Farshad Ebrahimi, obecnie na emigracji, mówi, że rozpoznaje swoich byłych kolegów - członków organizacji Ansar-e Hezbollah, islamskiej radykalnej bojówki. – To nie policja, ale członkowie bojówek Basij i właśnie Ansar-e Hezbollah – zapewnia.
Publikuje adresy i telefony
W sieci publikuje nie tylko nazwiska osób, które tłumiły demonstracje, ale także ich adresy i numery telefonów. – Chcę, żeby ich sąsiedzi wiedzieli, co oni zrobili – mówi Ebrahimi. Dodaje, że tylko jeden z dawnych kolegów zadzwonił do niego z pogróżkami. Pozostali uskarżali się, że ich „zdradził”, czy też „sprzeniewierzył się przyjaźni”. – Jeden z nich mówił, że to co robię jest „nieetyczne”. Objaśniłem mu, że to nie ja mam krew demonstrujących na rękach – mówi bloger.
30 lat temu był taki jak oni
Ebrahimi był jednym z członków - założycieli Ansar-e Hezbollah, jednej z wielu organizacji tego rodzaju, które powstały podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80-tych. Wstąpił do tej organizacji, kiedy miał zaledwie 13 lat i był na linii frontu podczas walk z armią Saddama Husajna. Po wojnie bojownicy zdecydowali, że ich rolą jest ochrona zdobyczy irańskiej rewolucji i jej obrona przed wpływami zachodu. – Byliśmy przeciwni reklamom, zachodniej polityce i porządkowi ekonomicznemu. Sądziliśmy, że racja jest po naszej stronie - opowiada.
Ebrahimi zarządzał przez jakiś czas gazetą bojówkarzy. Rozstał się z nimi 10 lat temu, kiedy rozpędzili brutalnie studenckie demonstracje i, podobnie jak teraz, wdarli się do akademika. Ebrahimi sprzeciwił się tym akcjom, trafił do więzienia, potem uciekł do Turcji, a stamtąd do Niemiec, gdzie żyje do dzisiaj.
Ebrahimi zna też syna wielkiego ajatollaha, Alego Chamenei, Mojtabę, oskarżanego o to, że dowodził krwawemu tłumieniu protestów. Podczas filmów z demonstracji na Youtube słychać, jak tłum krzyczy „śmierć Mojtabie”. – Spędziłem z nim mnóstwo czasu, byliśmy dobrymi przyjaciółmi – wspomina Ebrahimi. – Trzeba przy tym szczerze przyznać, że lubił przemoc – opowiada Ebrahimi.
Blog irańskiego emigranta odwiedziło do tej pory 8 tysięcy osób. Ebrahimi publikuje też na Facebooku i Twitterze.
Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: CNN