Iran zamyka dziennikarzy

Aktualizacja:

Zagraniczni dziennikarze nie mogą opuszczać swoich biur w Iranie - zadecydowały tamtejsze władze. Ponadto Teheran zaapelował do Stanów Zjednoczonych i krajów Europy, by nie wtrącali się w wewnętrzne sprawy Iranu. Tymczasem w centrum stolicy demonstrowało wiele tysięcy zwolenników Mahmuda Ahmadineżada.

Irańskie władze nie chcą, by reporterzy relacjonowali trwające od soboty protesty w związku z wynikami wyborów prezydenckich. Tamtejsze Ministerstwo Kultury oświadczyło, że dziennikarze mogą kontynuować pracę z biur, jednak akredytacje dla zagranicznych mediów zostały unieważnione.

- Żaden dziennikarz nie ma pozwolenia na relacjonowanie czy filmowanie lub robienie zdjęć na ulicach miasta - powiedział Reuterowi przedstawiciel resortu.

Krwawe protesty

Decyzja zapadła po trzech dniach protestów przeciwko oficjalnym wynikom piątkowych wyborów w Iranie, według których zwyciężył obecny prezydent, radykał Mahmud Ahmadineżad.

Islamska Republika Iranu potępia interwencyjne i obraźliwe opinie wyrażone przez kraje zachodnie, w tym niedawne oświadczenia unijnych ministrów spraw zagranicznych oraz rotacyjnego przewodnictwa UE w związku z wyborami prezydenckimi w Iranie Irańskie MSZ

Tymczasem w centrum Teheranu na placu Walije Asr zebrało się kilka tysięcy zwolenników Mahmuda Ahmadineżada.

Wszyscy demonstrują

Ostatnie doniesienia irańskich mediów mówią, że w centrum Teheranu zgromadzili się również zwolennicy Mir-Hosejna Musawiego. Wcześniej Musawi wzywał do odwołania zaplanowanego na popołudnie wiecu. Tłumaczył, że chce w ten sposób "ochronić życie" swych zwolenników i uniknąć wszelkich prowokacji i przemocy.

Od około godziny 15.00 czasu lokalnego (czyli 12.30 czasu polskiego) telewizja zaczęła nadawać specjalny program, podczas którego relacjonowano prorządowy "marsz zjednoczenia" na placu Walije Asr. Podczas całej emisji nie pokazano ani jednego zbliżenia, jedynie odległe plany tłumu. Uczestnicy manifestacji byli ubrani w białe i czarne koszule.

Irańczycy strofują Zachód

Irańskie władze ostro zaatakowały kraje Zachodu. Przewodniczący irańskiego parlamentu zaapelował, by ani USA ani Europa nie wtrącały się w sprawy wewnętrzne Iranu.

- Nie ma potrzeby, aby Amerykanie martwili się o Iran i wybory w tym kraju - oświadczył przewodniczący parlamentu Ali Laridżani. W jego opinii, Stany Zjednoczone powinny zająć się raczej rozwiązywaniem własnych problemów, związanych z polityką i kwestiami bezpieczeństwa. Ali Laridżani reakcję krajów europejskich na wynik wyborów w Iranie nazwał "zbyt pochopną".

Irańskie MSZ wezwało z kolei czeskiego przedstawiciela Unii Europejskiej. Resort zaprotestował przeciwko "interwencyjnym i obraźliwym" - w jego opinii - oświadczeniom Wspólnoty na temat wyborów w Iranie.

W poniedziałek UE zaapelowała do Teheranu o powstrzymanie się od używania przemocy oraz wezwała do zbadania skarg i zastrzeżeń, zgłaszanych przez kontrkandydatów prezydenta Mahmuda Ahmadineżada w wyborach szefa państwa. Według oficjalnych wyników, ultrakonserwatywny polityk został powtórnie wybrany w piątek na urząd prezydenta.

Ajatollah chce policzyć

Z kolei najwyższy przywódca duchowo-polityczny Iranu ajatollah Ali Chamenei opowiedział się za ponownym przeliczeniem części głosów z piątkowych wyborów prezydenckich. Zaznaczył jednak, że nastąpi to, "jeśli będzie to konieczne" - poinformowała irańska telewizja państwowa.

Wcześniej gotowość do ponownego, częściowego przeliczenia głosów wyraziła irańska Rada Strażników Konstytucji, jedna z najważniejszych instytucji w państwie. To właśnie do tej Rady zgłosił się Musawi z żądaniem anulowania wyników wyborów.

Źródło: Reuters, PAP, IAR