Ponad 100 pracowników MSZ w Tbilisi podpisało się pod listem przeciwko decyzji władz Gruzji o zawieszeniu na kilka lat rozmów akcesyjnych z Unią Europejską. Wiceprzewodnicząca parlamentu Nino Cilosani uznała, że powinni oni odejść z pracy. - To, co wydarzyło się wczoraj, jest sprzeczne z wolą znacznej większości Gruzinów – ocenił tymczasem ambasador UE w Gruzji Paweł Herczyński. Premier Irakli Kobachidze oskarżył go o "udział w kampanii dezinformacyjnej" i nie wykluczył podjęcia "środków dyplomatycznych".
- Dziś obudziliśmy się w całkowicie nowej rzeczywistości - dodał Herczyński w rozmowie z serwisem InterpressNews, wskazując, że decyzja rządu w Tbilisi "jest wbrew polityce wszystkich poprzednich gruzińskich rządów".
Herczyńskiemu jest "bardzo smutno"
Herczyński przypomniał słowa przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Dwa lata temu, podczas wizyty w Tbilisi, zadeklarowała, że "miejsce Gruzji jest w Unii Europejskiej". - Przez dwa lata naszej pracy tutaj kierowaliśmy się właśnie tymi słowami - argumentował dyplomata.
Przyznał, że "jest mu bardzo smutno" z powodu decyzji rządu o zawieszeniu rozmów o członkostwie we Wspólnocie do 2028 roku. Dodał, że "Gruzja jest niepodległym państwem i to ona decyduje, czy chce podążać w stronę europejskiej integracji".
Spytany o to, jakie kroki UE podejmie wobec Gruzji po czwartkowej decyzji, odpowiedział, że sprawa ta zostanie omówiona podczas spotkania Rady do Spraw Zagranicznych, które odbędzie się 16 grudnia. Herczyński zaznaczył, że wszystkie opcje są możliwe, w tym zakończenie umowy o ruchu bezwizowym między krajem a UE.
List pracowników MSZ
W piątek pojawił się też krążący po internecie list z podpisami aż 114 pracowników gruzińskiego MSZ. Wynika z niego, że są to osoby pracujące w resorcie w kraju jak i na misjach zagranicznych.
Pracownicy MSZ napisali w liście, że decyzja gruzińskiego rządu jest niezgodna ze strategicznymi interesami kraju oraz sprzeczna z konstytucją. Ostrzegli, że może to doprowadzić do izolacji państwa i utraty szansy na przystąpienie do Unii Europejskiej.
Wiceprzewodnicząca parlamentu uznała, że osoby, które podpisały list powinny odejść z pracy. Dodatkowo Cilosani decyzję o jego podpisaniu określiła jako "okropną". Natomiast w związku z decyzją rządu, w piątek swoją dymisję ogłosił ambasador Gruzji w Bułgarii.
W czwartek wieczorem w centrum Tbilisi doszło do starć podczas protestu przeciwko decyzji rządu o zawieszeniu rozmów o przystąpieniu do UE do 2028 roku. Służby użyły pałek i gazu łzawiącego, aby rozpędzić demonstrantów. W protestach uczestniczyła prezydentka kraju, Salome Zurabiszwili.
W piątek premier Gruzji Irakli Kobachidze oświadczył, że kwestia rozmów o wejściu jego kraju do UE jest wykorzystywana jako "sztuczny instrument szantażu" i zapewnił, że rząd jest oddany europejskiemu kursowi.
Premier oskarżył ambasadora UE o "udział w kampanii dezinformacyjnej" po ogłoszeniu przez rząd decyzji o zawieszeniu rozmów na temat przystąpienia do Unii Europejskiej. Zdaniem premiera, dyplomata zinterpretował tę decyzję jako zatrzymanie procesu integracji europejskiej, podczas gdy, jak zapewnił Kobachidze, władze są oddane europejskiemu kursowi. - Jesteśmy oddani naszemu europejskiemu kursowi, ale rozpoczęcie rozmów to sztuczny instrument szantażu - powiedział na briefingu Kobachidze, którego cytuje Echo Kawkaza (filia Radia Swoboda).
Premier Gruzji nie wykluczył podjęcia wobec Pawła Herczyńskiego "środków dyplomatycznych", w tym wezwania go do ministerstwa spraw zagranicznych. Zarzucił dyplomacie, że "bezpośrednio uczestniczył w przedwyborczej agitacji" na rzecz opozycji i przeciwko rządzącemu ugrupowaniu Gruzińskie Marzenie.
Źródło: PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: DAVID MDZINARISHVILI/EPA