Islamscy porywacze znów grożą zabiciem wysłanników Czerwonego Krzyża jeśli armia filipińska nie przestanie deptać im po piętach. Włoch, Szwajcar i Filipińczyk są więzieni w dżungli na wyspie Jolo od połowy stycznia. Armia filipińska toczyła boje o ich odbicie, ale nie odniosła sukcesu i okupiła to stratami.
Islamscy porywacze zagrozili ścięciem co najmniej jednego z uwięzionych wysłanników Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, jeśli armia filipińska nie wstrzyma wymierzonych przeciwko rebeliantom działań zbrojnych.
Groźba została przekazana władzom Filipin telefonicznie przez dowódcę odpowiedzialnego za porwanie oddziału, związanej z Al-Kaidą Osamy bin Ladena organizacji Abu Sajefa.
Armia nie wierzy wrogowi
Rzecznik filipińskiej armii płk Ernesto Torres zapowiedział, że wojsko nie zastosuje się do żądania porywaczy. W ubiegłym tygodniu - ujawnił - przerwano ofensywę, gdyż w zamian islamiści mieli zwolnić jednego z porwanych, czego jednak nie uczynili. Stąd też armia nie wierzy w nowe groźby rebeliantów - oświadczył.
W walkach zwyciężają porywacze
Celem operacji armii na wyspie Jolo na południu Filipin jest właśnie doprowadzenie do uwolnienia wysłanników MKCK, przetrzymywanych tu przez miejscowych rebeliantów islamskich od 15 stycznia. W toku walk zginęło tu w ostatnich tygodniach co najmniej trzech żołnierzy sił rządowych i sześciu rebeliantów. Rannych zostało też 19 żołnierzy.
Ekipa MKCK została uprowadzona gdy przeprowadzała inspekcję szpitala i więzienia na wyspie Jolo - jednym z głównych ośrodków działających na południu Filipin islamskich separatystów. Jolo to bastion ugrupowania Abu Sajefa - znanego z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters