Napolitano odejdzie "w tych godzinach". Koniec epoki wyjątkowego prezydenta


Prezydent Włoch Giorgio Napolitano zapowiedział w orędziu w ostatnim dniu ubiegłego roku, że ustąpi ze stanowiska, ale wbrew oczekiwaniom i spekulacjom mediów nie podał daty rezygnacji. Teraz premier Matteo Renzi oznajmił, że nastąpi to "w tych godzinach".

- Chciałbym, byśmy oddali hołd Napolitano - oddanemu europeiście, który w tych godzinach opuści swój urząd - prowadzącemu Włochy z mądrością i inteligencją - powiedział Renzi, przemawiając w Parlamencie Europejskim.

W ostatnim czasie kilka razy Napolitano dawał do zrozumienia, że powoli kończy się jego misja. - Wkrótce odejdę i złożę dymisję - oświadczył w sylwestrowym orędziu telewizyjnym, co nie było specjalnym zaskoczeniem. Większą zagadką jest osoba jego następcy.

Od jesieni trwa we Włoszech ożywiona dyskusja, kto może zastąpić sędziwego prezydenta, który w ciągu prawie dziewięciu lat w Kwirynale zdobył ogromny autorytet, również na scenie międzynarodowej. Na razie największe ugrupowania nie wskazały żadnego kandydata.

Wyboru głowy państwa dokonuje Zgromadzenie Narodowe, czyli dwie izby parlamentu wraz z przedstawicielami wszystkich 20 regionów.

Wyjątkowy Napolitano

Napolitano jest pierwszym w historii kraju prezydentem wybranym na drugą kadencję. Gdy w 2013 roku zakończyła się jego pierwsza 7-letnia kadencja, przywódcy największych sił politycznych poprosili go, by zgodził się ponownie kandydować jako gwarant stabilizacji państwa w okresie głębokiego kryzysu finansowego i ekonomicznego oraz impasu w nowym parlamencie, który przez kilka tygodni nie był w stanie wyłonić rządu ani następnie wybrać prezydenta. Mimo że wcześniej Napolitano stanowczo wykluczał taką ewentualność, przychylił się do tej prośby. Na drugą kadencję został wybrany w kwietniu 2013 roku. Już wtedy zastrzegł, że pozostanie na stanowisku tak długo, jak będzie tego wymagać sytuacja, ale na pewno ustąpi przed końcem kadencji. Napolitano już jako były prezydent otrzyma mandat dożywotniego senatora.

Autor: mtom / Źródło: reuters, pap