To właśnie Di Rupo, lider frankofonów, ma największe szanse na objęcie stanowiska premiera, choć jego Partia Socjalistyczna nie zdobyła największe ilości mandatów w 150 osobowej Izbie Deputowanych (26 wobec 27 N-VA).
"Szok, zagrożenie, szansa"
Pisząc o wyniku wyborów "Le Soir" pisze "szok, zagrożenie, szansa". Gazeta zastanawia się, jaki będzie wynik zderzenia dwóch zwycięskich i całkiem sprzecznych ze sobą wizji Belgii: flamandzkiej, którą zmierza do modelu konfederacyjnego i w dłuższej perspektywie "wyparowania Belgii", oraz frankofońskiej, której celem jest uratowanie kraju przed rozpadem.
"Przechodząc do historii, De Wever i Di Rupo mogą wspólnie zarazem uratować i zreformować kraj" - pisze z kolei flamandzki dziennik "De Standaard".
Nie ma sojuszników
Sam De Wever zadeklarował w poniedziałek, że nie ma nic przeciwko temu, by Di Rupo został premierem. - Trzeba uszanować wyniki demokracji i oczywiście stanowisko może przypaść frankofonom - powiedział. On sam praktycznie nie ma na to szans - z braku politycznego partnera wśród partii francuskojęzycznych po drugiej stronie granicy językowej.
W podzielonej na regiony Belgii nie ma partii ogólnokrajowych, a tradycja belgijskiego kompromisu wymaga, by szefem rządu został przedstawiciel największej "rodziny politycznej", na którą składają się bliskie ideowo partie z obu stron granicy językowej. W takiej rodzinie pierwszeństwo należy do partii, która zdobyła więcej
Przechodząc do historii, De Wever i Di Rupo mogą wspólnie zarazem uratować i zreformować kraj. flamandzki dziennik "De Standaard".
Francuskojęzyczny gej na czele rządu?
Największą rodziną polityczną kraju są po wyborach socjaliści, więc za faworyta na urząd premiera uchodzi 58-letni Elio Di Rupo, syn włoskich imigrantów otwarcie przyznający się do swojego homoseksualizmu.
Belgia nie miała francuskojęzycznego premiera od 1974 r., więc frankofoni wiążą z jego osobą wielkie nadzieje. Oczywiście musiałby się porozumieć z N-VA, gwarantując odpowiednio wysokie stanowisko De Weverowi a także dobrać innych koalicjantów do rządu. O tym, który polityk poprowadzi rozmowy w celu sformowania nowej koalicji rządzącej, zadecyduje król Albert II w wyniku rozpoczętych w poniedziałek konsultacji.
Czy i kiedy uda się pogodzić dwie sprzeczne wizje kraju? "De Wever będzie musiał zaakceptować logikę uratowania Belgii. Di Rupo zaś - taką, która zmierza do rozpadu kraju" - przestrzega "Le Soir".
Pół roku prób
W 2007 r. sformowanie pierwszego rządu zajęło Leterme'owi ponad pół roku, a tym razem partyjne negocjacje mogą okazać się jeszcze trudniejsze. Belgijscy dyplomaci zapewniają, że nie zakłóci to prac unijnej prezydencji, którą Belgia obejmuje 1 lipca. Tym bardziej, że wśród partii politycznych, włączając w to N-VA, jest konsensus w sprawie polityki europejskiej.
De Wever zapewnia, że jest zwolennikiem współistnienia Flandrii i Walonii w zjednoczonej Europie. Na razie prezydencję poprowadzi rząd ds. bieżących premiera Leterme'a.
Pyrrusowe zwycięstwo Flamandów
Dążący do uniezależnienia Flandrii kosztem państwa federalnego Nowy Sojusz Flamandzki N-VA zdobył 27 miejsc w 150-osobowej Izbie Deputowanych. Nigdy dotąd flamandzcy nacjonaliści nie odnieśli tak wielkiego sukcesu w wyborach, co - zdaniem komentatorów - odzwierciedla oczekiwanie Flamandów na głęboką reformę ustrojową kraju, której, wbrew wyborczym obietnicom sprzed trzech lat, nie zrealizował ówczesny wielki zwycięzca, Leterme.
Druga jest francuskojęzyczna Partia Socjalistyczna (26 miejsc) a następnie: frankofońscy liberałowie MR (18), flamandzcy chadecy (17), flamandzcy socjaliści i flamandzcy liberałowie (po 13) oraz izolowany na scenie politycznej, ksenofobiczny Interes Flamandzki (12). Reszta miejsc przypadła Zielonym, francuskojęzycznym chadekom i populistycznej liście Dedeckera. Jednego posła wprowadziła do parlamentu efemeryczna Partia Piratów walcząca o swobodę wymiany plików w internecie.
Źródło: PAP, tvn24.pl