Zwłoki Aleksandra Litwinienki były tak napromieniowane, że sekcja była prawdopodobnie "najbardziej niebezpieczną w historii" - ocenił w środę brytyjski patolog przed sądem w Londynie. Były pracownik rosyjskich służb został najprawdopodobniej otruty w 2006 r. izotopem radioaktywnego polonu. We wtorek w Wielkiej Brytanii rozpoczęło się długo oczekiwane publiczne dochodzenie w tej sprawie.
Aleksandr Litwinienko to były oficer rosyjskich służb, który najprawdopodobniej został otruty podczas spotkania w luksusowym hotelu w Londynie w listopadzie 2006 r. Podejrzewa się, że herbata, którą wypił, zawierała śmiertelną dawkę radioaktywnego polonu. Litwinienko zmarł w męczarniach trzy tygodnie później.
Marina Litwinienko od momentu śmierci męża twierdzi, że za jego śmierć odpowiadają rosyjskie służby bezpieczeństwa działające na bezpośrednie polecenie prezydenta Władimira Putina. Jej zdaniem z informacji, które mąż przekazał brytyjskim władzom przed śmiercią, jednoznacznie wynika, że za otruciem stoją władze rosyjskie. Mocno zaangażowany w publiczne krytykowanie Kremla Litwinienko na łożu śmierci oskarżył o otrucie Władimira Putina. Władze Rosji zaprzeczają, by miały cokolwiek wspólnego ze śmiercią Litwinienki.
Hełmy, ochronne stroje i rękawiczki
Po ośmiu latach we wtorek w Wielkiej Brytanii rozpoczęło się publiczne śledztwo mające wyjaśnić okoliczności śmierci Litwinienki. Ma potrwać do dziesięciu tygodni.
Brytyjski patolog Nathaniel Cary ocenił w środę, że "sekcja zwłok została uznana za jedną z najbardziej niebezpiecznych, jakie kiedykolwiek zostały przeprowadzone na Zachodzie". Podkreślił, że ciało było tak niebezpieczne, iż przez dwa dni po śmierci Litwinienki w londyńskim szpitalu 23 listopada 2006 r. wstrzymywano się z jego badaniem. Pracujący w brytyjskim ministerstwie spraw wewnętrznych patolog sądowy dodał, że zwłoki zostały przewiezione na badania w bezpieczne miejsce. Cary i jego koledzy podczas autopsji mieli na sobie ochronne stroje, rękawiczki i specjalne hełmy. We wtorek związany ze śledztwem Robin Tam powiedział, że Litwinienkę prawdopodobnie próbowano otruć dwukrotnie.
"Nonsens"
Inspektor Craig Mascall wyjaśnił w środę, że mężczyźni, którzy spotkali się z Litwinienką - Andriej Ługowoj i Dmitrij Kowtun - są wciąż ścigani za morderstwo. Obaj zaprzeczają oskarżeniom, a rosyjskie władze odmówiły ich wydania Wielkiej Brytanii.
Ługowoj powiedział w Moskwie agencji AP, że przedstawiony w śledztwie "dowód to nonsens". - Taki dowód po prostu nie istnieje, ponieważ Rosja nie była uwikłana" w morderstwo - powiedział Ługowoj, który jest obecnie deputowanym nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR). Według niego brytyjskie śledztwo jest zaplanowane, aby przykryć - jak zasugerował - ewentualny udział brytyjskiego wywiadu MI6 w sprawę. - Moim zdaniem wszelkie dokumenty, które zdobędą brytyjskie tajne służby w tej sprawie są fałszywe, ponieważ ich jedynym celem jest wybielenie się w tej historii - powiedział AP. - Przegapili moment, gdy ich agent, oficer MI6, został zabity w środku Londynu, być może przy ich pomocy - dodał. Funkcjonariusz biorący udział w dochodzeniu powiedział anonimowo AP, że śledczy przeanalizują różne teorie, w tym samobójstwo, wypadek i ewentualne zaangażowanie brytyjskiego wywiadu w śmierć Litwinienki.
Autor: kg/ja / Źródło: reuters, pap