Młody Polak uczący w stolicy Chile języka angielskiego zginął w konsekwencji zamieszek, jakie wybuchły w tym kraju w ubiegłym tygodniu. Jak ustaliła prokuratura, został postrzelony w głowę przez teścia, który bronił sklepu przed szabrownikami.
Według chilijskiego oddziału stacji CNN, Polak przebywał w południowoamerykańskim kraju od kilku miesięcy. Uczył tam języka angielskiego.
Jak pisze portal stacji powołujący się na ustalenia prokuratury, zginął on w sobotę 19 października, gdy w całym kraju - głównie w stolicy Santiago - doszło do pierwszych, krwawych zamieszek.
Śmierć Polaka to wynik tragicznego wypadku - podaje CNN Chile i inne, lokalne media. Jego teść - właściciel jednego ze sklepów w Maipu na przedmieściach Santiago, a zarazem były wojskowy - wyciągnął broń, chcąc przepędzić szabrowników próbujących go okraść tamtego wieczora. Polak miał ruszyć mu z pomocą i znalazł się na linii strzału.
Trafiony w głowę, został przewieziony do szpitala, ale po kilku godzinach, mimo wysiłku lekarzy, zmarł.
Teść został aresztowany i - jak pisze CNN Chile - postawiono mu zarzut nieumyślnego zabójstwa.
Wielkie protesty i zamieszki w Chile
Fala protestów w Chile wybuchła w związku z podniesieniem cen za komunikację publiczną, jednak była to tylko iskra, która wywołała wybuch narastającego niezadowolenia społecznego wywołanego pogłębiającymi się od lat nierównościami ekonomicznymi, wzrastającymi kosztami opieki zdrowotnej czy oświaty oraz niewydolnym systemem emerytalnym.
Podczas demonstracji dochodzi regularnie do podpaleń sklepów, rabunków i starć z policją.
Według publicznego chilijskiego Narodowego Instytutu Praw Człowieka (INDH) do środy w wyniku protestów śmierć poniosło 15 osób (z czego pięć z rąk funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa), 226 osób odniosło rany (w tym 123 od kul), a prawie 1,7 tys. ludzi zostało zatrzymanych.
Śmierć Polaka nie została potraktowana jako jedna z opisanych 15.
Autor: adso / Źródło: CNN Chile, PAP