Na południu Tajlandii, gdzie od 2004 r. trwa islamska rebelia, wybuchła 60-kilogramowa bomba. Zginęło ośmiu tajlandzkich żołnierzy. Zamachu dokonali najpewniej bojownicy islamscy.
Kilka dni wcześniej rząd nie zgodził się na zawieszenie broni na czas zaczynającego się za kilka dni świętego dla muzułmanów miesiąca ramadanu. 60-kilogramowa bomba eksplodowała, gdy żołnierze przejeżdżali przez miasto Jala w prowincji o tej samej nazwie - poinformowała policja. Wskutek wybuchu rannych zostało dwóch żołnierzy i dwie osoby jadące na motocyklu, tuż za ciężarówką, którą podróżowali wojskowi. Jala, obok Narathiwat i Pattani, jest jedną z trzech południowych prowincji, gdzie większość mieszkańców wyznaje islam. Zbrojne ugrupowania muzułmańskie dążą do oderwania tych terenów od reszty kraju.
Krwawy konflikt
Islamscy rebelianci z południa nie należą do globalnego ruchu dżihadu, lecz buntują się przeciwko dyskryminacji Malajów oraz muzułmanów w zamieszkanej głównie przez buddystów Tajlandii. Domagają się utworzenia państwa islamskiego, w którego skład wchodziłyby wspomniane trzy prowincje. Przed aneksją południa przez Tajlandię przed około 100 laty region ten był autonomicznym sułtanatem. Pod koniec marca w stolicy Malezji Kuala Lumpur rozpoczęto rozmowy pokojowe między tajlandzkimi władzami a przedstawicielami grup zbrojnych. Bangkok liczył na to, że negocjacje ograniczą przemoc, przynajmniej tę wymierzoną w ludność cywilną. Jednak wciąż dochodzi do ataków. Od stycznia 2004 roku w wyniku islamskiej rebelii na południu Tajlandii zginęło ponad 5 700 osób - zarówno buddystów jak i muzułmanów.
Autor: jk//kdj / Źródło: PAP