Budowa pierwszej białoruskiej elektrowni atomowej nie została jeszcze ukończona, ale Litwini już przygotowują się do reakcji na ewentualną katastrofę. Litewskie apteki uzupełniają zapasy jodyny, a rząd w Wilnie przygotowuje plany ewakuacyjne. Materiał programu "Polska i Świat".
Pierwsza białoruska elektrownia atomowa stanie w Ostrowcu leżącym niedaleko granicy z Litwą. Prace ukończono już w niemal 30 procentach.
Niepokoje Litwinów
Władzom w Wilnie zależałoby najbardziej na wstrzymaniu budowy elektrowni u sąsiadów. Opracowują już jednak plan na wypadek awarii.
- Musimy być przygotowani na zastosowanie profilaktyki jodowej i udzielenia schronienia dla około miliona obywateli - wyjaśnia Albinas Mastauskas, szef litewskiej Agencji Bezpieczeństwa Atomowego.
- To będzie kosztować miliony euro. Żeby wiedzieć, ile dokładnie, musimy najpierw zebrać informacje z poszczególnych regionów. Już teraz wiemy jednak, że za samą profilaktykę jodową trzeba będzie zapłacić około 80 tys. euro - dodaje.
- Litwa jest bardzo zaniepokojona tym, co się dzieje na Białorusi w związku z budową elektrowni - podkreśla litewski minister energetyki Rokas Masiulis. - Mamy wiele pytań: w jaki sposób wybrano właśnie to miejsce, jaka technologia zostanie zastosowana - wylicza.
- Litwini martwią się, bo Białoruś nie dostarcza planów dotyczących tego, jakie są przygotowania, co będzie robić w wypadku awarii, jak elektrownia wpłynie na przyrodę - mówi Eldoradas Butrimas, korespondent "Lietuvos Rytas" w Polsce.
Te liczne obawy tylko się nasiliły, gdy kilka tygodni temu media zaczęły donosić, że zawalił się element konstrukcji. Białoruskie władze bardzo niechętnie przyznały, że doszło do wypadku.
- Dopiero kiedy zrobił się z tego międzynarodowy szum, Litwini zaczęli się bardzo burzyć i wezwano ambasadora, Białorusini przyznali, że miał miejsce taki wypadek - tłumaczy Jakub Biernat, dziennikarz Belsat.eu. - Zapewnili, że wszystko zostało sprawdzone, zabezpieczone i odbudowane - dodaje.
Mińsk zapewnia, że elektrownia będzie bezpieczna, a budowa przebiega pod czujnym okiem Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, która na razie nie ma zastrzeżeń.
- Nie ma takiej możliwości, żeby prezydent Łukaszenka przyszedł i powiedział Białoruskiej Agencji Atomistyki: macie mówić, że jest wszystko w porządku. Potem bowiem pojawiają się jeszcze eksperci nie tylko białoruscy, ale i międzynarodowi, którzy na etapie odbioru mogą powiedzieć: to nie spełnia międzynarodowych kryteriów - zaznacza dr hab. Filip Elżanowski, ekspert ds. energetyki z Uniwersytetu Warszawskiego.
Elektrownia ma w pełni zacząć działać pod koniec 2018 r. Władze w Mińsku nadwyżki energii chcą sprzedawać Europie. Litwa już zapowiedziała, że kupować od Białorusi nie będzie.
Autor: kg//tka / Źródło: tvn24