Ośmiu tureckich policjantów i trzech żołnierzy zostało rannych w eksplozji przydrożnej bomby w Izmirze na zachodzie Turcji. Nikt na razie nie przyznał się do zamachu.
Turecka telewizja pokazała chmury dymu unoszące się nad miejscem eksplozji i liczne służby ratunkowe. Wybuch wybił szyby w okolicznych budynkach.
Zamachu dokonano w dzielnicy Konak, niedaleko kompleksu budynków, zamieszkanych głównie przez policyjne i wojskowe rodziny.
Zdalnie odpalona bomba?
Bomba, najprawdopodobniej zdetonowany na odległość plastik, wybuchła w zaparkowanym samochodzie, gdy minibus, którym jechali mundurowi, znalazł się w jej zasięgu rażenia.
Gubernator Izmiru poinformował, że wśród rannych jest pułkownik tureckiej armii.
Pierwszy trop: PKK
Na razie nikt nie przyznał się do zamachu, ale pierwsze podejrzenia padają w kierunku kurdyjskich separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), którzy w ostatnich tygodniach dokonali kilku ataków w tureckich miastach. Zniszczyli m.in. odcinek ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan.
W lipcu w krwawym zamachu w Stambule zginęło 17 osób, a ponad 150 zostało rannych. Bojówki PPK od 1984 r. walczą o niezależność rejonów południowo-wschodniej Anatolii zamieszkałych przez Kurdów.
Źródło: Reuters