Pakistańska policja poinformowała, że rebelianci porwali w drodze do szkoły 9-letnią dziewczynkę, zmusili ją do założenia kamizelki z ładunkiem wybuchowym i kazali zaatakować posterunek paramilitarny w północno-zachodnim Pakistanie. Dziewczynce udało się uciec.
Na konferencji prasowej ubrana w szkolny mundurek Sohana Jawed relacjonowała, że w sobotę w drodze do szkoły w Peszawarze dwie kobiety wciągnęły ją do samochodu, w którym znajdowało się już dwóch mężczyzn. Jedna z porywaczek zatkała dziewczynce usta chusteczką do nosa, w wyniku czego straciła ona przytomność.
Gdy ocknęła się i zaczęła krzyczeć, kobieta podała jej ciastka, po których uczennica ponownie zemdlała. Obudziła się w obcym domu, gdzie została zmuszona przez porywaczy do założenia - jak to opisała - "ciężkiej kamizelki".
Potem miała zostać wywieziona samochodem w pobliże posterunku sił paramilitarnych, położonego około 10 kilometrów od Timergary, głównego miasta okręgu Lower Dir.
Nietypowe zdarzenie
Okoliczności zdarzenia budzą pewne wątpliwości. Przedstawiciel policji z dzielnicy Peszawaru, skąd podobno pochodzi dziewczynka, oświadczył, że nie wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu dziecka i nie zidentyfikowano nikogo o tym nazwisku. Wersja dziewczynki jest sprawdzana. Zostanie ona ponownie przesłuchana po badaniu psychologicznym.
- Kamizelka była wypełniona dziewięcioma kilogramami ładunków wybuchowych, które najpewniej miały być zdetonowane zdalnie - poinformował szef policji okręgu Lower Dir, Salim Marwat. Według niego, natychmiast po wyjściu z samochodu dziewczynka zaczęła biec w kierunku żołnierzy, bo chciała im pokazać, co ma na sobie. Porywacze odjechali.
Nie wiadomo, dlaczego nie zdetonowali ładunku po ucieczce 9-latki, ale policja bierze pod uwagę wersję, że mogli wpaść w panikę - tłumaczył Marwat.
Rebelianci często wykorzystują chłopców w zamachach terrorystycznych, ale wykorzystanie dziewczynek zdarza się dość rzadko.
Źródło: PAP