Wycie 330 syren alarmowych ostrzegających przed skażeniem radioaktywnym wywołało panikę w 20 kilometrowej strefie bezpośredniego zagrożenia wokół słowackiej siłowni jądrowej w Trnavie w Jaslovskich Bohunicach na zachodzie Słowacji. Po kilku godzinach zamieszania alarm odwołano. Syreny włączono przez pomyłkę.
"Sygnał włączono na 60 sekund podczas testowania nowego systemu 330 syren (...). Próba miała być wykonana przez wykonawcę w trybie cichym, ale został uruchomiony głośny sygnał dźwiękowy. Wyjaśnień wykonawcy oczekujemy w najbliższych dniach" - napisała w oświadczeniu rzeczniczka słowackich elektrowni Jana Burdova. Dodała, że gdyby chodziło o prawdziwy alarm, do sygnału syren dołączonoby komunikat tekstowy.
Według niej, nowy system ostrzegania będzie oddany do użytku po testach pod koniec 2011 r.
Kto winny?
Miejscowe władze uważają, że całkowita odpowiedzialność za fałszywy alarm leży po stronie właściciela elektrowni i zamierzają skierować sprawę na drogę postępowania administracyjnego: - Nie jest normalne, żeby ktoś w ten sposób straszył obywateli - mówią urzędnicy z Trnavy.
Według ich relacji w wyniku popłochu mieszkańców przeciążona była linia alarmowa 112. Władze podkreślają również, że to już drugi przypadek fałszywego alarmu w ciągu ostatnich dwóch lat i że tym razem elektrownia nie odwołała alarmu wystarczająco szybko.
Codzienność
Mieszkańcy Trnavy przywykli do dźwięku syren, tyle że dotąd próby były planowo przeprowadzane dokładnie w południe - ostatnio 12 sierpnia (kolejną próbę przewidziano na 9 września). - To nie był typowy dźwięk syren, jak zwykle o godz. 12. Co miałam zrobić? Wybiegłam na ulicę zobaczyć, co się dzieje? - mówi 61-letnia mieszkanka Trnavy, Maria.
- Jak chcą przetestować syreny, to zazwyczaj ostrzegają dzień wcześniej. Tym razem ostrzeżenia nie było - mówi inna mieszkanka, Zdenka. Jak dodaje, komunikat o tym, że alarm był fałszywy pojawił się jakieś pół godziny od dźwięku syren.
Źródło: tvn24.pl na podstawie kilku stron internetowych
Źródło zdjęcia głównego: slovakia.travel