21 milionów Amerykanów już zagłosowało


Około 21 mln osób oddało już głos w wyborach prezydenckich w procedurze wczesnego głosowania. W wielu stanach wahadłowych frekwencja jest wyższa wśród demokratów. Cały czas nie wiadomo jednak, jak afera mailowa wpłynie na wyborców, którzy jeszcze nie głosowali.

Jak poinformowały w niedzielę amerykańskie media, w sumie w całym kraju głosowało już przynajmniej 21 mln wyborców, a w stanach wahadłowych jak Floryda, Nevada czy Kolorado - już prawie jedna czwarta wszystkich uprawnionych.

Aż do oficjalnego dnia wyborów nie będzie wiadomo, na kogo oddali głos. Ale na podstawie faktu, że w ważnych stanach wahadłowych, które przesądzą o wyniku, głosowało więcej wyborców zarejestrowanych jako demokraci, "New York Times" wyciąga wniosek, że ich kandydatka Clinton ma już niewielką przewagę nad kandydatem Partii Republikańskiej Donaldem Trumpem.

W USA, by wziąć udział w wyborach prezydenckich, należy bowiem wcześniej zarejestrować się jako wyborca, określając zarazem w formularzu swoją preferencję partyjną.

"Październikowa niespodzianka"

Według dziennika fakt, że głosowało już tak wielu ludzi, sprawia, że "październikowa niespodzianka", - jaką media okrzyknęły wznowienie przez FBI w piątek dochodzenia ws. używania przez Clinton prywatnego serwera pocztowego w celach służbowych, gdy była sekretarzem stanu USA - będzie mieć mniejsze znaczenie, niż mogłaby mieć kilka lat temu. W wielu stanach wahadłowych wyścig trwa już od dawna, a raz oddanego głosu nie można zmienić.

Nie wiadomo jednak, jak afera mailowa wpłynie na osoby, które jeszcze nie głosowały.

Z opublikowanego w niedzielę sondażu Washington Post/ABC wynika, że przewaga Clinton nad Trumpem w ciągu tygodnia zmniejszyła się z 12 do zaledwie 1 punktu procentowego. Sondaż przeprowadzano od wtorku do piątku włącznie, czyli do dnia, w którym FBI ogłosiło, że weszło w posiadanie nowych maili, które musi zbadać, bo "wydają się mieć związek" z zamkniętym w lipcu dochodzeniem ws. Clinton.

Niewykluczone więc, że afera mailowa Clinton mogła wpłynąć na deklaracje ankietowanych. Z sondażu wynika, że na Clinton chciałoby głosować 46 proc. wyborców, na Trumpa - 45 proc., kandydata Partii Libertariańskiej Gary'ego Johnsona - 4 proc., a na Jill Stein z Partii Zielonych - 2 proc.

O negatywnym wpływie afery mailowej na poparcie dla kandydatki demokratów mogą również świadczyć wyniki dodatkowego badania przeprowadzonego przez Washington Post/ABC już po piątkowym oświadczeniu szefa FBI. Jedna trzecia ankietowanych zadeklarowała w nim, że z powodu decyzji FBI jest mniej skłonna poprzeć Clinton. Niemniej zdanie takie wyrazili w ogromnej większości zwolennicy Trumpa. 63 proc. wszystkich ankietowanych oznajmiło, że decyzja FBI nie wpłynie na to, jak zagłosują.

Komentatorzy ostrzegają jednak, by nie wyciągać z jednego sondażu zbyt pochodnych wniosków, jeśli chodzi o osłabienie notowań Clinton.

Kilka dni do wyborów

Aż 37 stanów USA zezwala na wczesne głosowanie - albo korespondencyjnie, albo osobiście, ale jeszcze przed oficjalnym dniem wyborów przypadającym w tym roku na 8 listopada. Procedura wcześniejszego głosowania ma umożliwiać Amerykanom uniknięcie stania w kolejkach do punktów wyborczych, a także dać im pewność, że oddadzą głos, nawet jeśli w dniu wyborów przytrafi im się np. wypadek losowy.

Na 10 dni przed formalnym dniem wyborów demokraci biją republikanów pod względem frekwencji we wczesnym głosowaniu m.in. w Nevadzie, Kolorado i Karolinie Północnej, ale również w Arizonie. Na Florydzie korespondencyjnie głosowało dużo więcej wyborców zarejestrowanych jako republikanie, ale wraz z rozpoczęciem kilka dni temu głosowania osobistego w ramach procedury wczesnego głosowania, ta przewaga głosów republikanów nad demokratami zmalała już do niecałego punktu procentowego. Demokraci zyskują dzięki rekordowej frekwencji wyborców z mniejszości latynoskiej.

Amerykańskie media przewidują, że głosy oddane w procedurze wczesnego głosowania stanowić będą ponad połowę wszystkich oddanych w oferujących tę możliwość stanach wahadłowych.

W 2012 roku głosowało w ten sposób 35 proc. wszystkich wyborców w USA. Uprawnionych do głosowania było wówczas w całym kraju 230 mln osób, z czego głos oddało 129 mln Amerykanów (frekwencja wyniosła 54,9 proc.).

Stany wahadłowe

Stany wahadłowe (wahające się, ang. swing states) to stany, w których poparcie dla kandydatów Partii Demokratycznej i Republikańskiej jest mniej więcej takie samo. Ponieważ w większości amerykańskich stanów sympatie polityczne są dość stałe i wygrywają w nich przeważnie kandydaci tej samej partii, to właśnie wyniki w kilku-kilkunastu stanach wahadłowych najczęściej są kluczowe dla ostatecznych wyników wyborów w USA.

Szczególnie ważne są duże spośród stanów wahadłowych, jak Północna Karolina, Floryda i Wirginia, w których kandydaci mogą uzyskać najwięcej głosów.

Autor: ts,mm/kk / Źródło: PAP

Raporty: