Włączą syreny, na swoich trawnikach wbiją w ziemię flagi, wieczorem siądą z rodziną przy zdjęciu poległego bohatera, zaczną wspominać. Po dziewięciu latach od tamtego dnia - 11 września 2001 roku - Amerykanie nie mówią już jednak o nim z lękiem. - Bo na zgliszczach mitu o nietykalnej ziemi i traumie udało im się zbudować zwycięstwo - twierdzą psychologowie. Dlaczego nie mogło być inaczej?
W oknie swojego apartamentu na dolnym Manhattanie stoi kobieta. Nie widać jej, ale po głosie można poznać, że pewnie nie ma nawet 35 lat.
"It's over"
Jest bezchmurny, ciepły poranek, wieże już płoną. Kobieta trochę nie wierzy w to co widzi, ale pewnie trzyma kamerę, jest spokojna. - Bo nikt nigdy wcześniej nie odebrał Amerykanom poczucia bezpieczeństwa w ich własnym domu - zauważa dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała, psycholog specjalizująca się m.in. w teoriach emocji i psychologii traumy. Ale przychodzi 11 września 2001 roku i godzina 9:59. Chwila, w której Amerykanin to poczucie traci. Kilka sekund później południowa wieża World Trade Center jest już tylko pyłem i dymem.
W czterech porwanych 11 września 2001 roku przez 19 terrorystów Osamy bin Ladena samolotach zginęło (razem z porywaczami) 265 osób WTC
Kobieta w oknie zaczyna płakać. Raz po raz wyrzuca z siebie zdanie: "Oh my god, oh my god". Wypowiada też słowa, które później powtarzać będą najwięksi politycy i socjolodzy: "It's over". Film się kończy, w sieci równie dramatycznych są dziesiątki.
- Rzeczywiście 11 września 2001 roku był dla Amerykanów końcem pewnego świata. Świata, w którym patrzyli na swój kraj jak na izolowaną, nienaruszalną wyspę - ocenia prof. Michał Chorośnicki, amerykanista UJ. Jakim krajem są zatem po dziewięciu latach od największego w historii świata ataku terrorystycznego Stany Zjednoczone? - Takim, w którym socjotechnika potrafiła przywrócić obywatelom poczucie bezpieczeństwa, przekuć śmierć prawie trzech tysięcy osób w bolesną, ale odrobioną lekcję - dodaje profesor.
Apoteoza zwycięstwa
Jeśli przyjąć, że Amerykanom rzeczywiście udało się już przejść drogę od traumy, polegającej na zaburzeniu bezpieczeństwa w wymiarze narodowym do wzmocnienia poczucia własnej wartości, to jak wytłumaczyć ten fenomen? - Trzeba na to spojrzeć w kategoriach propagandy narodowej. Amerykańscy badacze bardzo mocno zwracali po 11 września uwagę na zjawisko "wzrostu potraumatycznego". USA to kraj apoteozy zwycięstwa, a nie - jak u nas - klęski - tłumaczy Zdankiewicz-Ścigała.
I właśnie dlatego, według psycholog, 11 września staje się w Stanach Zjednoczonych "świętem zwycięskiej walki z terroryzmem, a nie dniem ponurej rocznicy". - Widać wyraźnie narrację: "ponieśliśmy ogromny cios, ale się podnieśliśmy i jesteśmy silniejsi". Każdy Amerykanin chce w to wierzyć i wierzy. Od urodzenia jest uczony by postrzegać swój kraj w takich właśnie kategoriach - podkreśla.
Nikt nigdy wcześniej nie odebrał Amerykanom poczucia bezpieczeństwa w ich własnym domu dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała, psycholog
Bohater czy ofiara?
W Stanach Zjednoczonych poległych we wrześniowych atakach częściej nazywa się "bohaterami", a nie "ofiarami". - Sprowadza się ich do jednego mianownika - "walczących o wspólne dobro". To potrzebne, bo wtedy łatwiej mówić o jednej traumie: dotyczącej całego narodu i jego poczucia zagrożenia - zaznacza psycholog SWPS.
Słuchając o "ofiarach 11 września" Ameryka trudniej wracałaby do życia. - Były nie tylko tysiące zabitych. Były też przecież ich żony, mężowie, dzieci. Byli ratownicy, którzy niosąc pomoc, zostali kalekami na całe życie. Traum tych wszystkich ludzi nie dało się sprowadzić do jednego mianownika. Skuteczniej było zatem nazwać ich bohaterami, którzy zwrócili "nam" uwagę na słabe punkty, a "my" zamieniliśmy je w punkty mocne - wyjaśnia Zdankiewicz-Ścigała.
Lot bohaterów
W czterech porwanych 11 września 2001 roku przez 19 terrorystów Osamy bin Ladena samolotach zginęło (razem z porywaczami) 265 osób. Najmniej - 44 - w Boeingu 757 linii United Airlines (Lot 93), który jako jedyny nie osiągnął zamierzonego przez terrorystów celu. Rozbił się jako ostatni, kilka minut po godzinie 10 rano czasu nowojorskiego, w Shanksville w Pensylwanii na terenie nieczynnej kopalni węgla. Przed uderzeniem w ziemię pasażerowie wiedzieli jaki los spotkał pozostałe trzy samoloty porwane przez terrorystów.
Krótko po dniu zamachów cały świat dowiedział się o buncie pasażerów, ich walce z porywaczami, później poznał też treści ich rozmów, prowadzonych z bliskimi na ziemi z telefonów komórkowych. Rodacy okrzyknęli pasażerów lotu 93 "najdzielniejszymi z dzielnych". Tak zostało do dzisiaj. W dziewiątą rocznicę "Ataku na Amerykę" w Shanksville ich pamięć uczczą dwie "pierwsze damy" - Michelle Obama i jej poprzedniczka Laura Bush.
W 2008 roku gospodarka wyparła kwestię bezpieczeństwa narodowego z pozycji numer jeden i nie oddała jej do dziś dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, amerykanista
Gospodarka bardziej niebezpieczna
- "Cześć bohaterom". W tym sensie 11 września powoli zbliża się w oczach Amerykanów do święta 4 lipca, Dnia Niepodległości. Wyraźnie widać tę tendencję - podsumowuje Zdankiewicz-Ścigała. Zgadza się z nią prof. Chorośnicki, który przekonuje, że choć sam dzień ataków "był dla wszystkich szokiem, to jak każdy szok przeminął". - W niepatrzeniu Amerykanów na ten dzień jako na dzień żałoby, a święta, pomagają inne problemy, które trudniej obrócić dziś w zwycięstwo: kulejąca gospodarka, bezrobocie.
- W 2008 roku gospodarka wyparła kwestię bezpieczeństwa narodowego z pozycji numer jeden i nie oddała jej do dziś - to już z kolei pogląd dr. Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, politologa amerykanisty. Pokazała to wyraźnie ostatnia kampania prezydencka i przegrana Johna McCaina, weterana wojny w Wietnamie, który o problemach bezpieczeństwa mówił znacznie częściej niż jego konkurent Barack Obama. - Może za 20 lat najbardziej namacalnym efektem "11 września" w USA będą stworzone po atakach instytucje, wzmocnienie władzy federalnej i znaczenia służb specjalnych, a nie refleksja Amerykanów nad ich poczuciem bezpieczeństwa? - zastanawia się Kostrzewa-Zorbas. - Chyba, że ktoś zada Stanom Zjednoczonym równie dramatyczny cios, co 11 września 2001 roku. Oby nie - kończy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24