- To było żenujące, parę tysięcy ludzi w hali oglądało sytuację, gdzie Chinki serwowały w siatkę, odbijały w aut i nie chciały grać - powiedział w rozmowie z TVN24 reprezentant Polski w badmintonie Robert Mateusiak, odnosząc się do wykluczenia z olimpijskiej rywalizacji ośmiu zawodniczek z Chin, Indii i Korei Płd. Ustalono, że manipulowały one wynikami swoich meczów, by w kolejnej fazie trafić na teoretycznie słabsze rywalki.
Sprawa wyszła na jaw we wtorek, kiedy walczyły Chinki Yang Yu i Xiaoli Wang z Koreankami Kyung Eun Jung i Ha Na Kim. Po nich na boisko wyszły inne Koreanki - Ha Jung Eun i Kim Min Jung, które zmierzyły się z Indonezyjkami Melianą Juahari i Greysią Polii. W obu meczach lepsze okazały się reprezentantki Korei Południowej, ale wszystkie pary bez wyjątku miały zagwarantowany awans do ćwierćfinału.
- To słuszna decyzja i chyba jedyna, którą trzeba było podjąć. My z Nadią (Ziębą - red.) już przed igrzyskami mówiliśmy, że ten system stwarza taką możliwość i w ostatnich grupowych meczach mogą się dziać dziwne rzeczy - tłumaczył Mateusiak.
Tak musiało być
Podobnego zdania była polska badmintonistka, reprezentanta Polski Nadia Zięba: - Z jednej strony jestem zaskoczona, że taka decyzja była podjęta, a z drugiej strony uważam ją za słuszną. Sport to powinna być gra fair. Ludzie kupują bilety, żeby oglądać walkę a nie oddawanie meczów - stwierdziła zawodniczka.
I dodała, że "takie rzeczy zdarzały się już wcześniej". - Tylko nikt o tym nie mówił głośno - zaznaczyła.
Decyzję Międzynarodowej Federacji Badmintona pochwalił też trener Polaków Jerzy Dołhan. - Moim zdaniem jest to słuszna reakcja sędziego głównego i całego komitetu. Wyraźnie było widać, że te dwa pojedynki były obstawione, po to, żeby nie spotkać się razem w półfinale - ocenił.
Autor: mn/fac / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24