W politykę na poważnie weszła na ostro. W świadomości liderów Zjednoczonej Prawicy zaistniała po przegranych dla PiS wyborach samorządowych w 2014 r. - do dziś pamiętają niecenzuralną wiązankę, jaką miała wykrzyczeć m.in. w stronę Beaty Szydło i Andrzeja Adamczyka. W tym jednym incydencie mieści się niemal wszystko, z czego Jadwiga Emilewicz dała się poznać w polityce i co najpierw zaprowadziło ją na szczyt, a potem do "kryzysu narciarskiego".
Te cechy to: ogromne zaangażowanie ze znaczną dawką emocji, chorobliwa wręcz ambicja, odwaga oraz - jak nazwał to jej kolega - "skłonność do przypałów". Do tego dodajmy skrajną pracowitość.
Połączenie tych cech najpierw zawiodło Jadwigę Emilewicz na fotel wicepremiera, by po dziewięciu miesiącach wpakować w jeden z największych kryzysów wizerunkowych w polskiej polityce.
Przyjaciele i wrogowie
- Skąd o tym wiecie? - Emilewicz pytana przez nas o incydent z 2014 roku lekko się rumieni. To pierwszy i jedyny raz podczas 90 minut rozmowy, gdy nie wie, co powiedzieć. W końcu odmawia komentarza. Prostuje tylko naszą informację, że w gronie, które obsztorcowała, był Ryszard Terlecki, ówczesny szef Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam