Minister Czarnek chce, by religia lub etyka były obowiązkowe, a nauczycieli tego drugiego przedmiotu zamierza wykształcić na uczelniach katolickich i wydziałach teologicznych. Wierzy, że tak przekaże młodzieży "wartości" i nastolatki przestaną popierać Strajk Kobiet. Ale efekty mogą być całkiem inne. - Etyka nadal będzie przedmiotem świeckim, tyle że łatwiej dostępnym. Za to z religii uczniów będzie ubywać - przewidują nauczyciele.
- Będziemy chcieli zlikwidować to, co wiele lat temu zostało wprowadzone, czyli możliwość wyboru jednego z trzech wariantów: albo religia, albo etyka, albo nic – zapowiedział wiosną w "Gazecie Polskiej" minister edukacji Przemysław Czarnek. Sprawę przedmiotów, które od 1992 roku są w polskich szkołach zajęciami dodatkowymi, a więc do wyboru przez rodziców i pełnoletnich uczniów, traktuje śmiertelnie poważnie. W tym, że dzieci i młodzież nie biorą w nich udziału, widzi spore zagrożenie wychowawcze.
- To "nic" stało się dość powszechne na przykład w dużych miastach. I właśnie to "nic" służy temu, by odbywały się podobne zbiegowiska, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia - nawiązywał do demonstracji w ramach Strajku Kobiet. I dodawał: - Nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości.
Jego zastępca Tomasz Rzymkowski sytuację, w której młodzież może zrezygnować z tych zajęć, nazywa w oficjalnych pismach "wielkim wychowawczym zaniechaniem". I razem ze swoim szefem zamierza to zaniechanie powstrzymać.
Jak? W połowie lipca minister Czarnek zapewnił, że już wkrótce stosowne przepisy w sprawie etyki i religii będą gotowe. Obowiązkowa nauka religii i etyki ma być możliwa już za dwa lata.
Najpierw Czarnek musi jednak wykształcić sobie nauczycieli, ale i to wydaje się być ministrowi na rękę. Dziś uprawnienia do nauczania etyki ma około 3 tys. nauczycieli, a szkół mamy ponad 20 tys. Czarnek ma na to rozwiązanie – zaproponował uczelniom, że zamówi u nich studia dla nauczycieli i za nie zapłaci. Rzecz w tym, że potencjalnych partnerów wybrał bez konkursu, w niejasnym trybie, a trzy czwarte wytypowanych uczelni ma charakter katolicki (nieliczne świeckie będą kształcić etyków na wydziałach teologicznych).
Czarnek zdaje się wierzyć, że dzięki temu nawet ta młodzież, która ucieknie z religii, na obowiązkowej etyce zostanie wykształcona w oparciu o szczególnie bliski mu katolicki system wartości. Może się jednak przeliczyć i zamiast zatrzymać uczniów w świecie Kościoła, spełni marzenie tych, którzy od lat marzą o świeckich lekcjach etyki w swoich szkołach. Skąd to przekonanie?
Nauczyciele listy piszą
Barbara Malina-Tyda, nauczycielka z V Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej Górze, rok szkolny zaczyna od wysłania listu do rodziców. Najpierw tłumaczy im, czym właściwie jest etyka. I pisze krótko o dziedzinie filozofii, która - jak mówił Edmund Husserl - zrodziła się ze zdziwienia się światem. "To bodaj jedyny przedmiot, gdzie stawianie pytań i szukanie odpowiedzi jest ważniejsze niż budowanie teorii czy ich weryfikowanie" - zachwala dalej nauczycielka. I jakby tego było mało, dodaje: "Etyka to nauka o moralności. Refleksja etyczna czyni zrozumiałymi wartości i normy oraz daje poczucie autonomii uwarunkowanej wiedzą i wolnością wyboru. Celem przedmiotu etyka jest rozwinięcie aktywności intelektualnej ucznia". W liście obiecuje rodzicom, że z ich dziećmi będzie rozmawiać o szczęściu, o tym, czym są dobro i zło, o sumieniu.
- Myślę, że mam dobre argumenty. A jednak do tej pory nikt się nie zdecydował, by zapisać swojego nastolatka na zajęcia - wzdycha Barbara Malina-Tyda. I tak w V LO nie ma etyki, choć jest nauczycielka, która bardzo chciałaby jej uczyć.
Dlaczego chętnych nie ma? - Bo lekcje nie mieszczą się w planie i musiałyby się odbywać na ósmej i dziewiątej godzinie lekcyjnej. Młodzież woli już wrócić do domu - przyznaje Malina-Tyda. I dodaje: - I tak o wielu ważnych postaciach uczę na wiedzy o społeczeństwie, a lekcję z dylematów moralnych młodzież uwielbia i realizujemy ją na godzinie wychowawczej.
Malina-Tyda wierzy, że gdyby wybór między etyką a religią był obowiązkowy, to uczniowie, którzy rezygnują z tej drugiej – a takich nie brakuje – spotkaliby się z nią na tak wymarzonych lekcjach etyki.
- I dlatego to, co wymyślił minister Czarnek, może być jedną z niewielu rzeczy, w których mu kibicujemy - mówią mi kolejni etycy.
Religia z automatu
Dlaczego o etykę w szkołach tak trudno i nauczyciele tacy jak Malina-Tylda mogli dotąd tylko o niej marzyć? Zacznijmy od początku, a więc od 1992 roku. To wtedy weszło w życie rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych. A choć w tytule aktu prawnego nie ma słowa o etyce, to rozporządzenie również jej dotyczyło. Czytamy w nim: "W publicznych szkołach podstawowych i ponadpodstawowych, organizuje się w ramach planu zajęć szkolnych naukę religii i etyki dla uczniów, których rodzice (opiekunowie prawni) wyrażą takie życzenie (...)". W rozporządzeniu określono, kto może uczyć obu przedmiotów, ile godzin zajęć mają uczniowie i jak wpisywane będą na świadectwie.
Niby prawnie religia i etyka są sobie równe, ale tylko w teorii. Bo w latach 90. w bardzo wielu szkołach działało to tak, że wszystkie dzieci z automatu zapisywane były na zajęcia z religii. Zakładano z góry, wraz z początkiem roku, że wszyscy są chętni. A jak się nie podobało, bo na przykład rodzic był niewierzący, to mógł dziecko z zajęć wypisać. Rzadko kiedy szkoła oferowała mu coś w zamian. Dzieci i młodzież pobierające naukę w tamtym czasie często wspominają, że w czasie, gdy reszta klasy miała katechezę, one przesiadywały na korytarzach, w świetlicach czy szkolnych bibliotekach. Jeśli miały szczęście i religia zaplanowała była na ostatniej lekcji, mogły wcześniej wrócić do domu. A jeśli była akurat pierwsza, spali dłużej.
A etyka? - zapytacie.
- Nie ma chętnych na etykę, a jeśli są, to wkrótce ich nie będzie - prognozował ówczesny wiceminister edukacji Kazimierz Marcinkiewicz.
A obowiązujące przepisy zakładały, że aby zorganizować lekcje etyki, potrzeba jest co najmniej siedmioro uczniów. W dużych miastach czasem się udawało, ale na prowincji mało kto nawet podejmował próby. Kiedy przychodzili z prośbą o etyką do dyrektorów, ci w najlepszym razie rozkładali ręce, tłumacząc, że nie ma ich kto uczyć, w gorszym – pukali się w czoło i pytali, kto to widział takie fanaberie. Rodzice często – nie zawsze zgodnie z prawdą – słyszeli, że są jedynymi chętnymi w całej szkole. I trwało to latami, aż rodzice dzieci, które nie chodziły na religię, przestali szkołom odpuszczać i zaczęli o etykę walczyć.
Grzelak przeciwko Polsce
Do historii polskiej edukacji przejdą państwo Grzelakowie z Ostrowa Wielkopolskiego. W 2002 roku Urszula i Czesław Grzelakowie, których syn Mateusz nie chodził na religię, postanowili zawalczyć o jego edukację. Skarżyli się bezskutecznie do ministra i Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie podobało im się, że chłopcu na świadectwie w rubryczce etyka/religia wstawiano kreskę, i przekonywali, że skoro Mateuszowi nie zapewniono lekcji etyki, to taka "nota" zdradza jego światopogląd, co jest dyskryminacją. Do tego ich syn był szykanowany przez rówieśników.
Ostatecznie Grzelakowie złożyli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (sprawa funkcjonuje jako Grzelak przeciwko Polsce). Wskazywali na naruszenie przez Polskę art. 9 (wolność myśli, sumienia i wyznania), art. 13 (prawo do skutecznego środka odwoławczego), art. 14 (zakaz dyskryminacji) Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności oraz art. 2 Protokołu nr 1 do Konwencji (prawo do nauki).
Sprawa ciągnęła się latami.
Mateusz kończył kolejne klasy szkoły podstawowej i średniej, a szanse na etykę się nie zwiększały. W 2007 roku według ministerstwa edukacji takie zajęcia miało tylko około 300 szkół z ponad 30 tysięcy. Nie w Ostrowie Wielkopolskim.
W 2010 Mateusz nadal nie miał etyki, ale miał wyrok ze Strasburga: to, co go spotykało, jest dyskryminacją. Bo jeśli państwo - bezpośrednio lub pośrednio - stwarza sytuację, w której jednostki są zobowiązane do ujawnienia swoich przekonań religijnych, ingeruje w wolność sumienia i wyznania. Grzelakowie nie wygrali etyki dla syna, ale coś znacznie ważniejszego – Polska musiała dopasować przepisy tak, by kolejni uczniowie nie byli już dyskryminowani.
Gdy Grzelakowie składali skargę do Strasburga, lekcje etyki prowadzono w 1 proc. polskich szkół, gdy zapadł wyrok - prowadziło je 2,4 proc. placówek. I to właśnie ten wyrok zdopingował kolejnych rodziców, a ministerstwo zmusił do zmiany zasad gry. Choć i to oczywiście trwało długo.
W roku szkolnym 2012/2013 4,49 proc. wszystkich szkół zapewniało lekcje etyki. Ale wzór świadectwa pozostawał ten sam - kreska wciąż ujawniała światopogląd uczniów.
E-learning na ratunek
Nie wszędzie chodziło złą wolę dyrektorów, którzy mieliby zapewnić etykę. W szkołach zwyczajnie brakowało nauczycieli tego przedmiotu. W roku szkolnym 2011/2012 uprawnienia do nauczania etyki miały 1593 osoby. Kto je posiadał? Nauczyciel, który ukończył studia wyższe w zakresie filozofii lub etyki lub ukończył inne studia wyższe i do tego studia podyplomowe w tym zakresie. Etykami mogli więc zostać równie dobrze matematyk i biologiczka.
Ministerstwo edukacji kierowane wówczas przez Krystynę Szumilas (dziś posłankę Koalicji Obywatelskiej) wpadło na pomysł poprawienia sytuacji poprzez wprowadzenie etyki w formie e-learningu. Dzieci z różnych szkół, a nawet miejscowości mogłyby się uczyć przez internet pod okiem jednego nauczyciela.
- Wielu osobom wydawało się to niemożliwe. Brakowało sprzętu, odpowiedniego internetu, ale my już wtedy zakładaliśmy, że to może być przyszłość edukacji. Choć oczywiście tak skrajnych wariantów, jak tego doświadczyliśmy w pandemii, nikt nawet nie brał pod uwagę - mówi mi dziś Szumilas.
A wtedy Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, ówczesna pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, tłumaczyła: - Trzeba dokładnie określić, jak miałyby wyglądać takie lekcje, ile z nich musiałoby być poprowadzonych na żywo, jak oceniać i egzaminować dzieci i młodzież. To wszystko trzeba dopiero ustalić. Nie jest to rozwiązanie idealne, ale dałoby szanse, że więcej osób będzie miało dostęp do tych zajęć.
Wiosną 2012 resort rozpoczął prace nad rozporządzeniem w sprawie organizacji zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.
- Szkoda, że się nie udało. Głęboko wierzyliśmy, że takie rozwiązania pomogą nie tylko dzieciom, które nie mają dostępu do etyki, ale też tym z niepełnosprawnościami czy chorym, którzy z części zajęć mogliby korzystać zdalnie - mówi Szumilas. - Martwiliśmy się wówczas oczywiście, czy to będzie efektywne, czy nie będzie miało zbyt wielu wad, ale - jak widać dziś - tu się kryje przyszłość edukacji - dodaje.
Lekcje nawet dla jednego dziecka
Z e-learningiem się wtedy nie udało, ale w 2014 roku rządzący w końcu zdołali dopasować przepisy do wyroku ze Strasburga. Od tego momentu samorządy mają obowiązek zorganizować lekcje etyki, nawet gdy w gminie jest jeden chętny. Wcześniej potrzebnych było troje dzieci, by rozpocząć zajęcia międzyszkolne, i siedmioro, jeśli lekcje miały się odbywać w konkretnej placówce. Ilu uczniów uczęszcza dziś na etykę? Tego nie wiadomo. MEN nie zbiera takich informacji, ponieważ to dane wrażliwe ujawniające światopogląd. Tak tłumaczy to ministerstwo. Równocześnie okazuje się, że liczba dzieci uczęszczających na religię katolicką jest policzalna – zlicza je sam Kościół.
Wiemy za to, że szkół z etyką zaczęło dynamicznie przybywać. Rekord padł w roku szkolnym 2016/2017, gdy zajęcia z etyki prowadziły 3984 placówki. Już ponad trzy razy więcej niż wtedy, gdy Grzelakowie wygrywali w Strasburgu. I to już dane ministerstwa, które dzieci nie może liczyć, ale placówki już tak.
Różowo oczywiście nie było. Organizacje pozarządowe promujące świeckie państwo skarżyły się, że dyrektorzy zniechęcają rodziców do zapisywania dzieci na etykę. A zajęcia często są organizowane w niedogodnych godzinach, np. o 7 rano. Z raportu fundacji Polistrefa "Obecna? Równość wyznaniowa i światopoglądowa" opublikowanego w 2015 roku, wynikało, że 39 proc. rodziców deklarowało, iż w szkołach ich dzieci nie było możliwości uczestniczenia w lekcjach etyki. Najczęstszym powodem była niewystarczająca liczba chętnych - wskazywał na to co trzeci rodzic. Co piąty - na negatywne nastawienie dyrekcji, a co ósmy - na podejście katechetów, którzy zniechęcali dyrektorów do wprowadzania w szkole takich zajęć.
Od 2017 roku liczba placówek z etyką zaczęła... spadać. W roku szkolnym 2017/2018 było ich 3355, a w kolejnym - 2964.
Czy uczniom etyka przestała się podobać i zainteresowanie przedmiotem radykalnie spadło? Niekoniecznie. Po prostu w systemie ubyło szkół.
Od 2017 roku zaczęła się stopniowa likwidacja gimnazjów, a tych było w Polsce ok. 7 tys. i ok. 1,1 tys. spośród nich prowadziło lekcje etyki. A o tym, że liczba klas z etyką utrzymuje się na względnie stałym poziomie, może świadczyć liczba etatów nauczycielskich dla tego przedmiotu. W 2016 roku było to łącznie ok. 730 etatów, a w 2017, już po spadku liczby szkół z etyką o ponad pół tysiąca - 728.
Rezygnują z religii czy z Boga?
Tymczasem w szkołach - szczególnie ponadpodstawowych - z roku na rok ubywa uczniów, którzy chodziliby na religię. Potwierdzają to nawet dane kościelne, choć w skali kraju nie są to nadal wielkie liczby. Z rocznika statystycznego "Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia" wynika, że w zeszłym roku uczęszczało na religię 87,6 proc. uczniów, rok wcześniej było to 88 proc.
Ale już w poszczególnych miastach odpływ z religii widać mocniej. W Łodzi w zeszłym roku z religii zrezygnowało 12 tys. z 62 tys. uczniów.
Andrzej Karaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Poznaniu, zagląda do dziennika, by przyjrzeć się deklaracjom swoich uczniów na przyszły rok. - W klasach trzecich po gimnazjum na religię zapisało się 28 ze 140 osób, a w tych po ośmioletniej podstawówce 22 osoby ze 130. W drugich klasach to 44 osoby na 120 - wylicza. I dodaje: - To oznacza, że zorganizuję im religię międzyklasowo, czyli uczniowie zebrani z czterech klas z każdego rocznika będą się uczyć w jednej grupie. Nie ma sensu, żeby robić lekcje dla kilku osób, to niepotrzebne koszty. Religia to jednak nie język obcy, gdzie potrzebne są małe grupy - dodaje.
Jak będzie z etyką? Tego Karaś jeszcze nie wie, ale zapewnia, że jeśli będą chętni, to nauczyciel się znajdzie. - Oni rezygnują z tych zajęć niekoniecznie dlatego, że nie wierzą w Boga, tylko zwyczajnie szkoda im tych dwóch godzin, wolą ten czas poświęcić na przygotowania do matury. Dlatego do etyki się też jakoś specjalnie nie palą - twierdzi dyrektor. Matury z religii i etyki póki co w szkołach nie ma. Można zdawać filozofię, choć podchodzą do niej nieliczni. Sytuacja z religią może się jednak zmienić już w 2024 roku, bo ministerstwo rozważa wprowadzenie dodatkowego egzaminu dla chętnych.
W SP nr 2 w Krakowie w ubiegłym roku szkolnym na religię nie chodziło 112 spośród 985 uczniów. - Nieco ponad 60 nie chodziło ani na religię, ani na etykę - mówi Jolanta Gajęcka, dyrektorka szkoły.
W krakowskiej SP nr 36 było dwoje uczniów, którzy chodzili i na religię, i na etykę oraz kilkunastu, którzy wybrali tylko etykę. - Kilkadziesiąt osób nie uczestniczyło w żadnych zajęciach - przyznaje dyrektor Ryszard Sikora.
- U mnie na religię chodziło niecałe 15 procent uczniów, a na etykę garstka - informuje Marcin Jaroszewski, dyrektor stołecznego XXX LO.
U Małgorzaty Dembskiej z poznańskiego II LO w zeszłym roku na religię chodziły 172 osoby z 586 uczniów. Na etykę nie chodził nikt.
Etyka czy etyka katolicka
W roku szkolnym 2019/2020 w Polsce pracowało 3719 nauczycieli etyki (większość z nich w niepełnym wymiarze godzin, bo liczba etatów wynosiła jedynie około 730). Szkół jest ponad 20 tysięcy, więc gdyby każda miała zapewnić takie zajęcia, problem byłby spory. Resort szacuje, że potrzebuje 12 tysięcy etyków i dlatego ma skierować dodatkowe środki na szybkie kształcenie nauczycieli.
Katechetów nie brakuje. W poprzednim roku szkolnym liczba nauczycieli religii wyniosła ok. 29,6 tys. i mieli ponad 26 tys. etatów. Katecheci potrzebują mieć tzw. misję od lokalnego biskupa, by mogli pracować w szkole, ale poza tym traktowani są jak inni nauczyciele i tak samo zarabiają. Od etyków różni ich to, że nie muszą się martwić o pełen etat, więc otrzymują pełną pensję. Nauczyciel, który uczyłby tylko etyki, zwykle ma jej tylko kilka godzin w tygodniu i odpowiednio niższe wynagrodzenie, z którego trudno byłoby się utrzymać. Dlatego etykami najczęściej zostają nauczyciele innych przedmiotów.
Czy to się zmieni? Jeśli etyka będzie obowiązkowa, godzin z pewnością przybędzie. Jednak przedmiotu nadal będą uczyć nauczyciele po podyplomówkach, tyle że częściej z uczelni wytypowanych przez ministra Czarnka.
Ministerstwo o kształceniu nauczycieli rozmawiało dotąd z dziewięcioma uczelniami (jedna z nich, Uniwersytet Jagielloński, odmówiła w 2020 roku współpracy w tym zakresie, ale etykę można tu nawet dziś studiować na Wydziale Filozofii). Wiemy o tym dzięki posłance Razem Paulinie Matysiak, która skierowała do resortu interpelację w tej sprawie. Posłanka chciała się dowiedzieć między innymi tego, w ramach jakiego programu ministerstwo organizuje studia dla pedagogów mających nauczać etyki, jakie były kryteria doboru uczelni, do których skierowało pytanie, i czy ministerstwo zamierza wspierać te studia finansowo.
W odpowiedzi wiceminister Włodzimierz Bernacki przekonywał: "Przy wyborze uczelni kierowano się kryterium merytorycznym, ale też geograficznym, tak aby potencjalni uczestnicy studiów mogli je odbyć w regionie swego zamieszkania".
Ale lista raczej tego nie potwierdza - trzy z dziewięciu uczelni znajdują się w Krakowie, a jak zwraca uwagę posłanka Matysiak, w Toruniu wybrano nie Uniwersytet Mikołaja Kopernika, będący w czołówce uczelni, lecz założoną przez ojca Tadeusza Rydzyka Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej.
- Trzy czwarte tych uczelni ma profil katolicki - wylicza Matysiak, a działania ministerstwa nazywa "skandalicznymi".
24 czerwca w Sejmie minister Czarnek przekonywał: - Nie jest też prawdą, że do zawodu etyka będą mogły przygotowywać tylko uczelnie przez nas wskazane.
Tyle że uczelnie, które dogadały się z ministerstwem, będą kształcić nauczycieli na zlecenie, za pieniądze z resortu, a więc będą to studia bezpłatne dla chętnych nauczycieli. Ci, którzy będą chcieli studiować na innych uczelniach (etykę prowadzi np. Uniwersytet Warszawski), nadal za podyplomówkę będą musieli zapłacić. Koszt takich studiów to między 3 a 5 tys. złotych.
- Boję się tego pomysłu - mówi z kolei Krystyna Szumilas. - W małych wiejskich szkołach znalezienie nauczyciela będzie graniczyło z cudem, lekcje będą więc najpewniej powierzane katechetom. Dla tych dzieci wybór będzie fikcją. Dlatego uważam, że te przedmioty nie powinny być obowiązkowe. Poza tym są nieporównywalne. Etyka to przedmiot państwowy, religia to przedmiot wyznaniowy, organizowany kompletnie na innych zasadach. Nad programem etyki władzę ma minister, nad programem religii tylko Kościół czy związek wyznaniowy, który ją organizuje - przypomina.
Dziś – gdy brakuje nauczyciela – etykę można powierzyć za zgodą kuratora nauczycielowi o innym wykształceniu, najlepiej pokrewnym. Stąd obawa, że etyka, którą często można studiować na wydziałach teologicznych, będzie powierzana katechetom.
Tymczasem w lipcu na Jasnej Górze można było usłyszeć: - Kochani, czy nie zgodzicie się, że to jest najlepszy minister edukacji i nauki po wojnie? - mówił to ojciec Tadeusz Rydzyk podczas 30. pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. - Dlatego, panie ministrze, ci, którzy nie kochają Polski i Pana Boga, będą robić wszystko, żeby pana zniechęcić. Niech się pan nigdy nie zniechęca - zwracał się ojciec Rydzyk do obecnego na uroczystości polityka.
Wychowanie troską szkoły
Posłanka Krystyna Skowrońska z Koalicji Obywatelskiej pod koniec czerwca skierowała do MEiN interpelację, w której pyta m.in.: "Dlaczego odbiera się rodzicom możliwość wyboru dotyczącego uczęszczania ich dzieci na lekcje religii, etyki lub nieuczęszczania w ogóle?".
Odpowiedział jej wiceminister Tomasz Rzymkowski, który przekonuje: "Etyka, kształtując moralne oblicze człowieka, ma ogromne znaczenie wychowawcze, a wychowanie obok nauczania jest jedną z najważniejszych trosk szkoły".
Jego zdaniem podobne walory wychowawcze posiada nauczanie religii, a "motywacja religijna w postępowaniu człowieka należy do najsilniejszych".
W jego piśmie czytamy: "Uzasadnione głosy narzekania na 'upadek obyczajów' wśród dzieci i młodzieży są dziś podnoszone ze wszystkich stron, zwłaszcza przez wychowawców i nauczycieli. Etyka i religia mogą odegrać wielką rolę w kształtowaniu postaw moralnych i charakterów młodzieży".
Zdaniem Rzymkowskiego zajęcia te należy postrzegać jako integralną część wychowania ogólnego. "Zmiany psychiczne, dokonujące się w okresie dojrzewania młodzieży (wzrost samoświadomości, krytycyzm, zdolność do abstrakcyjnego myślenia) stanowią podstawę, umożliwiającą człowiekowi podejmowanie odpowiedzialnych decyzji, w tym prowadzących do założenia rodziny. Zajęcia te pozwalają pokazać uczniom wartości i kształtują właściwe postawy społeczne w relacjach międzyludzkich" - przekonuje wiceminister.
Co usłyszałby od uczniów, gdyby to ich zapytał o zdanie?
- Pewnie liczy, że zmusi nas tak do chodzenia na religię, ale fakty są takie, że dzięki niemu o etykę będzie łatwiej, a skoro już coś będzie trzeba obowiązkowo wybrać, to jestem przekonany, że to właśnie ona zyska na popularności - mówi 17-letni Marcin z Warszawy.
A 16-letnia Julia z Poznania, choć chodzi na religię, mówi mi: - Obowiązkowe to powinny być zajęcia o tym, jak rozmawiać, jak rozpocząć własny biznes, dbać o zdrowie psychicznej. Religia jest czymś intymnym i dlatego nie powinna być obowiązkowa. Sama chodzę na religię, bo lubię poznawać opinie innych osób, poza tym nie jestem do chodzenia na religię zmuszana. Mam ochotę pójść i zadbać o moją duchowość, to idę - dodaje.
Kto na tym zyska?
To, że zgodnie z planami ministra Czarnka nauczyciele będą kształcić się głównie na uczelniach o profilu katolickim, nie zmienia tego, że później w szkołach będą musieli uczyć zgodnie z obowiązującą podstawą programową. A tej na razie resort nie planuje zmieniać (ostatnia wersja pochodzi z 2017 roku z czasów reformy Anny Zalewskiej, ale nauczyciele nie zgłaszali do niej wówczas większych zastrzeżeń). Do tego nauczyciele, którzy już zdobyli uprawnienia - również na innych uczelniach - zachowają je.
Dziś – zgodnie z podstawą programową - zasadniczym celem etyki w szkole jest budzenie i rozwijanie refleksyjności i wrażliwości aksjologicznej ucznia oraz kształtowanie postawy szacunku, otwartości, współdziałania i odpowiedzialności. Zadaniem nauczyciela jest takie organizowanie sytuacji edukacyjnych, aby uczniowie mogli wyrażać swoją naturalną ciekawość i angażować się w namysł nad moralnością oraz aby angażowali się w działania na rzecz innych i wspólnie z innymi.
Krystian Karcz, nauczyciel z Poznania, twórca projektu "Uczę filozofować": - Wiem, że wiele osób obawia się, że to będą katolickie lekcje etyki. Rozumiem tę obawę, ale trzeba pamiętać, że nauczyciele nadal mają wolną wolę i zdobywając uprawnienia nawet na katolickiej uczelni, mogą uczyć obiektywnie i kompetentnie.
Karcz twierdzi, że choć oburzające jest to, że przez ministra zostały pominięte świeckie uczelnie np. UMK, to lekcje etyki mają się dobrze i "nadal to za mało, by je zrujnować".
- Od kilku lat prowadzę grupę "Nauczyciele filozofii i etyki", gdzie nauczyciele o różnych kwalifikacjach i kompetencjach dokształcają się, wymieniają materiałami i informacjami. Nauczyciele, którzy nie uzyskali wsparcia od innych uczelni wyższych, otrzymują je od innych nauczycieli etyki - zapewnia. I zaprasza innych nauczycieli do swojej internetowej grupy.
To był naprawdę bardzo trudny rok szkolny. Pełen rozstań i powrotów. 🔜🔙 Wrzuceni do szkoły niczym rozbite o podłogę...
Posted by Uczę filozofować on Thursday, July 1, 2021
A Barbara Malina-Tyda, nasza nauczycielka z Zielonej Góry, już marzy o tym, jak to w przyszłości będzie rozmawiała z uczniami, gdy już będzie miała lekcje etyki. Ma już dla nich przygotowane różne zadania, na przykład: "Zastanów się, co leży w zakresie twojej odpowiedzialności. Za co jesteś odpowiedzialny i dlaczego?", "Jak sądzisz, w jakich zawodach i dlaczego potrzebne są kodeksy etyczne?" czy "Zastanów się, co jest ważniejsze: umiejętność dopasowania się do społeczeństwa i kooperacji czy też niezależność i indywidualność?".
- Lekcje etyki powinny być czasem na refleksję, szukaniem pytań i odpowiedzi. I obowiązkowe czy też nie - wierzę, że takie właśnie będą - dodaje nauczycielka.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl