Zarzut znęcania się nad zwierzętami usłyszał Maciej M., właściciel hodowli egzotycznych zwierząt w Pyszącej koło Śremu (woj. wielkopolskie). W ubiegłym roku na terenie hodowli policja znalazła około 300 dzikich zwierząt - miedzy innymi tygrysów i antylop - przetrzymywanych w brudzie i ciasnocie.
O postawieniu mężczyźnie zarzutów poinformowała w piątek prokurator Magdalena Kopras z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Maciej M. usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami. - W trakcie przesłuchania mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił złożenia wyjaśnień – przekazała prokurator.
Za znęcanie się nad zwierzętami podejrzanemu grozi kara grzywny, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2.
Cyrk, którego nie było
Pod koniec czerwca ubiegłego roku na terenie hodowli Macieja M., zarejestrowanej jako cyrk, policja znalazła niemal 300 zwierząt 83 gatunków, w tym gatunków chronionych. Były wśród nich tygrysy, lamparty perskie, rysie, antylopy i pumy. W akcji na terenie hodowli brali udział wielkopolscy policjanci wraz z koordynatorem ds. CITES Izby Administracji Skarbowej w Poznaniu, przedstawicielami Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii, Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra", fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - "Viva!" oraz Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu. Akcja na terenie hodowli była jedną z największych interwencji dotyczących dzikich zwierząt objętych ochroną gatunkową, jakie przeprowadzono w Polsce.
Część zwierząt zamknięta była w komórkach, część na zbyt małych wybiegach. Na wybiegach panował nieporządek, brakowało także wody.
Jak informowała fundacja "Viva!", "prawie 300 zwierzętami w hodowli opiekowało się tylko dwóch pracowników. Stan sanitarny pomieszczeń i wybiegów był skandaliczny i zagrażał bezpośrednio życiu i zdrowiu wszystkich zwierząt". Wśród zwierząt były m.in. dwa oceloty - samiec i samica. Samica nie miała dwóch łap.
- Tego cierpienia, które zobaczyłam w Pyszącej, w żaden sposób nie można opisać słowami - dwa tygrysy, przebywające na wybiegu o wielkości 40 metrów kwadratowych, którego ogromną część stanowiła stojąca woda wymieszana z odchodami zwierząt. (...) Na podłodze błoto i kałuże odchodów, brak wentylacji, więc w środku ogromny smród szczypiący w oczy. Spora dziura w górnym ogrodzeniu wybiegu, przez którą zwierzęta już wkrótce mogły uciec. Tygrysy wykazywały objawy stereotypii, czyli zaburzenia zachowania wynikającego z braku możliwości realizacji naturalnych potrzeb – relacjonowała aktywistka fundacji Anna Plaszczyk.
Jak dodała, lista nieprawidłowości w sprawowaniu opieki i przetrzymaniu zwierząt jest bardzo długa, a same protokoły kontroli hodowli zostały zawarte na 170 stronach.
- Do tego dokumentacja fotograficzna, wideo, opinie biegłych sądowych, dokumenty zwierząt. I lista zwierząt, które w hodowli przebywały, ale zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Jak na przykład dwa młode lamparty perskie, na które ministerstwo nie wydało dokumentów ze względu na nieprawidłowości i w związku z tym nie można ich było sprzedać, dorosła tygrysica, która miała umrzeć na krótko przed interwencją, czy pawiany, które z ośrodka podobno uciekły i biegały po wsi – wymieniła Plaszczyk.
Ostatnie zwierzęta ewakuowane
Część ewakuowanych z hodowli zwierząt trafiła do polskich ogrodów zoologicznych: w Poznaniu, Warszawie, Bydgoszczy i Chorzowie. Pozostałe, głównie małpy i duże koty, przyjęły europejskie azyle dla dzikich zwierząt. Ostatnie zwierzęta - trzy tygrysy i lampart - zostały w czwartek ewakuowane z Pyszącej do azylu dla dzikich zwierząt na Słowacji.
Pełnomocniczka fundacji "Viva!" mec. Katarzyna Topczewska podkreśliła w piątek, że wobec Macieja M. trwa także śledztwo dotyczące posiadania zwierząt gatunków chronionych bez odpowiednich dokumentów i analizowane są inne wątki tej sprawy. Jak mówiła, w sprawie bulwersuje także to, że "ów cyrk, który de facto nigdy cyrkiem nie był, ale nielegalną hodowlą dzikich i niebezpiecznych zwierząt, podlegał nadzorowi Powiatowego Lekarza Weterynarii, który nie miał zastrzeżeń do formy prowadzenia działalności, stanowiącej obejście obowiązującego prawa".
- W mojej ocenie, prokuratura powinna wszcząć także postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez Powiatowego Lekarza Weterynarii, który jest funkcjonariuszem publicznym – dodała Topczewska.
Jak tłumaczyła pełnomocniczka fundacji, wszystkie zwierzęta ewakuowane z hodowli nadal pozostają formalnie własnością Macieja M., a miejsca, w których przebywają, są tymczasowe. O przepadku zwierząt z interwencji na rzecz Skarbu Państwa może zdecydować jedynie sąd.
Autor: FC/gp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań, Fundacja Viva!