- Co ty, nie wiesz, że jak się w ciążę zachodzi, to trzeba rodzić, a nie ciąć - cytuje lekarza świebodzińskiego szpitala mąż kobiety, której odmówiono cesarskiego cięcia. Rodziła 14 godzin i kilka razy prosiła o zabieg, którego ostatecznie się nie doczekała. Chłopiec opuścił łono matki, ale porodu nie przeżył. - Nic nie wskazywało, że taka tragedia nastąpi. Przebieg porodu oceniany jest przez lekarza, który go prowadził, jako prawidłowy. Co było przyczyną zgonu dziecka, musi wyjaśnić prokuratura - mówi prezes szpitala.
- Te 14 godzin na porodówce to był dla nas koszmar. Myślałem, że takie rzeczy to tylko w filmach, albo ktoś sobie wymyśla w opowieściach, ale to się stało naprawdę - mówi Jarosław Kostrzewa, ojciec zmarłego noworodka.
"Jarek, ratuj"
Relacja mężczyzny jest dramatyczna. Początkowo nic nie wskazywało, że jakiekolwiek komplikacje mogą nastąpić. Około 6 rano jego żona przyjęta została na porodówkę. Poród się przedłużał, według Kostrzewy, już ok. 12 małżonka opadła z sił. Podano jej wszystkie możliwe środki, lekarstwa, które miały pomóc. Nie pomogły.
- Około 16 żona poprosiła, żeby zawołać doktora. Chciała cesarskie cięcie. Wiadomo, matka najlepiej potrafi ocenić taką sytuację - mówi Jarosław Kostrzewa. Z żoną od kilku lat są szczęśliwymi rodzicami jednego dziecka.
- Przyszedł lekarz. Powiedzieliśmy o cięciu, że żona nie ma sił, a on na to "co ty, nie wiesz, że jak się w ciążę zachodzi, to trzeba rodzić, a nie ciąć". A wtedy żona do mnie "Jarek, ratuj!" - relacjonuje.
Lekarz do końca pozostał nieugięty w swoim postanowieniu. - Tylko położna robiła wszystko, żeby żona czuła się dobrze, bezpiecznie. Wspaniała kobieta - dodaje Kostrzewa.
Dziecko urodziło się sine
Godziny mijały, a na oddziale nerwowo. Około 19:40 dziecko opuściło łono matki. Było sine. Niezwłocznie podjęto reanimację, ale przyniosła ona skutku. Chłopiec był martwy.
Dla rodziny to był szok. Wszystkie wykonywane wcześniej badania wskazywały, że dziecko było zdrowe. Kostrzewa ma żal do szpitala. Uważa, że cesarka mogłaby uratować synowi życie.
- Lekarz miał 14 godzin, żeby podjąć jakąś rozsądną decyzję. Później rozmawiałem z nim. Pracuje w tym zawodzie 30 lat, ale nie wiedział, co się stało, nie był w stanie mi tego wytłumaczyć - kończy ojciec zmarłego dziecka.
Sprawa wstrząsnęła szpitalem
Jeszcze tego samego wieczora na miejsce wezwana została policja, przyjechał też prokurator. Śledczy zabezpieczyli dokumentację medyczną. Wszczęte zostało śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka, poprzez nieprawidłowo wykonaną akcję porodową.
Sekcja zwłok noworodka została już wykonana. Teraz prokuratura czeka na opinię biegłych. Kiedy będzie znana bezpośrednia przyczyna zgonu, śledczy będą sprawdzać, czy doszło do błędu lekarskiego.
Również sam szpital deklaruje chęć szybkiego wyjaśnienia sprawy. Zaoferował także pomoc psychologiczną rodzicom. Ordynator oddziału, pełniący tamtego dnia dyżur, do czasu wyjaśnienia sprawy został zawieszony w obowiązkach. Cały personel lecznicy jest wstrząśnięty tym zdarzeniem.
- Nic nie wskazywało, że taka tragedia nastąpi. Przebieg porodu oceniany jest przez lekarza, który go prowadził, jako prawidłowy. Co było przyczyną zgonu dziecka, musi wyjaśnić prokuratura - mówi prezes szpitala Wiesława Cieplicka.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań