Poznańska straż miejska chciała ukarać właścicieli ośmiu lokali na Starym Rynku za zbyt głośne puszczanie muzyki. Dwóch odmówiło przyjęcia mandatu. Jednym z nich jest Benek Ejgierd, który swoim oburzeniem podzielił się na portalu społecznościowym. - Czy subiektywne stwierdzenie "muzyka jest słyszalna przed klubem" wystarcza do wystawienia mandatu - pyta retorycznie.
Sytuacja miała miejsce we wtorek. Jak relacjonuje Ejgierd, dwie strażniczki miejskie przyszły do jego lokalu, by ukarać go stuzłotowym mandatem. Za co?
- Trzy dni wcześniej (sobota - red.) te same strażniczki stały około północy przed lokalem i stwierdziły, że za głośno słychać muzykę. Oczywiście, że słychać, ale czy komuś to przeszkadzało? Nie weszły do środka, nikogo nie upomniały.Nie prosiły o ściszenie muzyki. Ja nie mam do nich pretensji, one wykonywały swoją pracę, ale czy subiektywne stwierdzenie, że jest za głośno, wystarcza do wystawienia mandatu - pyta właściciel "Meskaliny".
- Rzeczywiście nasze strażniczki wystawiły taki mandat, a właściciel klubu go nie przyjął, do czego ma pełne prawo. Ocena hałasu podlega indywidualnej ocenie funkcjonariusza - przyznaje Przemysław Piwecki, rzecznik poznańskiej straży miejskiej. - Przy czym w uchwale jest wyraźne zastrzeżenie, że nie chodzi o gwar rozmów, tylko emitowaną muzykę - dodaje.
Za sprawą przyjętej pod koniec 2016 roku przed Radę Miasta Poznania uchwały, strażnicy miejscy i policjanci mogą bez uprzedniego otrzymania zgłoszenia interweniować w miejscu, gdzie według nich muzyka gra zbyt głośno. Bez jakichkolwiek urządzeń do mierzenia hałasu. WIĘCEJ O UCHWALE PISALIŚMY TUTAJ
Treść jednego z punktów uchwały z dnia 18 października 2016 roku:
Wprowadza się na terenie miasta Poznania ograniczenie czasu funkcjonowania instalacji i korzystania z urządzeń, z których emitowany hałas może negatywnie oddziaływać na środowisko, w tym w szczególności urządzeń nagłaśniających od poniedziałku do czwartku oraz w niedzielę od godz. 22.00 do godz. 6.00 następnego dnia, a w piątki, soboty i dni świąteczne od godz. 24.00 do godz. 6.00 następnego dnia, z wyjątkiem dni 31 grudnia i 1 stycznia. W przypadku, gdy po dniu świątecznym następuje dzień powszedni, ograniczenie obowiązuje od godziny 22.00 do godz. 6.00 następnego dnia.
"Nie chodzi o pieniądze"
Kiedy uchwała była poddawana konsultacjom, radni przyznawali, że to dobry krok w celu uporządkowania przestrzeni Starego Rynku i podreperowania jego reputacji. Miała służyć głównie prewencyjnie. Początkowo służby miały informować i upominać. Jeśli to nie przyniosłoby skutku, dopiero wtedy karać.
- Przez 7 lat nikt nie miał do nas pretensji. Nie mieliśmy ani jednej wizyty policji, czy straży miejskiej. Żadnych wykroczeń, mandatów, czy skarg. I tu wcale nie chodzi o pieniądze, bo takie mandaty mógłbym sobie wkalkulować w koszty. Ale jeśli takimi interwencjami będziemy tworzyć jakąś czarną listę miejsc, które notorycznie łamią uchwałę, to mogą mi cofnąć koncesję. A to oznacza koniec lokalu - mówi Benek Ejgierd.
Co ciekawe, on sam początkowo popierał tę inicjatywę i liczył, że jej skutki, zgodnie z założeniami, poprawią wizerunek poznańskiego rynku.
Dziś przyznaje gorzko: - Ostatnie działania miasta prowadzą do paraliżu tego miejsca.
On, podobnie jak właściciel jeszcze jednego lokalu, o swoje racje będą walczyć w sądzie. Jak informuje straż miejska, oprócz tych dwóch przykładów, dotychczas ukaranych zostało jeszcze sześć osób, które mandaty przyjęły.
Jak poinformowało nas biuro prasowe Urzędu Miasta Poznania, jedyną osobą, która mogłaby udzielić komentarza jest wiceprezydent miasta Mariusz Wiśniewski, który bezpośrednio zajmował się tą uchwałą. Z racji tego, że jest w delegacji, stanowisko straży miejskiej, jako organu UMP, jest również stanowiskiem urzędu.
Autor: ib/ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań