Na 15 listopada poznański sąd okręgowy wyznaczył termin pierwszej rozprawy w procesie Tomasza J. oskarżonego o wysadzenie kamienicy na Dębcu. Zginęło wtedy pięć osób, a ponad 20 zostało rannych. Mężczyźnie grozi dożywocie.
Proces 44-latka ruszy półtora roku po tragicznym wybuchu kamienicy na poznańskim Dębcu.
4 marca 2018 r. wskutek wybuchu gazu zawaliła się część kamienicy przy ulicy 28 Czerwca 1956 r. w Poznaniu.
Według prokuratury, sprawcą wybuchu jest Tomasz J. W chwili zdarzenia mężczyzna znajdował się w kamienicy. Był też jedną z poszkodowanych osób.
Cztery zarzuty dla Tomasza J.
Tomasz J. został oskarżony o cztery przestępstwa:
1) zabójstwo Beaty J. poprzez zadanie jej kilkunastu ciosów nożem w klatkę piersiową,
2) zabójstwo czterech osób i usiłowania zabójstwa 34 osób - mieszkańców budynku - poprzez spowodowania wybuchu gazu, w wyniku którego doszło do częściowego zawalenia się kamienicy i jednocześnie spowodowanie obrażeń ciała dziewięciu osób. Motywem działania sprawcy - według prokuratury - było zatarcie śladów przestępstwa,
3) znieważenie zwłok Beaty J. poprzez ich okaleczenie,
4) spowodowanie w dniu 1 stycznia 2018 r. wypadku drogowego poprzez umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym, w wyniku którego ciężkich obrażeń ciała doznał jego syn Kacper J.
Mężczyźnie grozi dożywocie.
Osądzi go znana sędzia
Akt oskarżenia przeciwko 44-latkowi trafił do sądu w zeszłym tygodniu. Teraz biuro prasowe sądu poinformowało o wyznaczeniu daty pierwszej rozprawy. Ta odbędzie się 15 listopada. Poprzedzić ją może posiedzenie organizacyjne, na którym strony ustalają m.in. terminy posiedzeń i rozpraw.
Sędzią głównym w procesie Tomasza J. będzie Katarzyna Obst. To znana w Poznaniu sędzia. Zajmowała się m.in. sprawą mężczyzny strzelającego z wiatrówki do ludzi z okna mieszkania na poznańskich Jeżycach (skazała go na 3 lata i 10 miesięcy więzienia) czy dilerów, którzy udzielali narkotyków nieletnim, w tym 14-letniej Nikoli, która zmarła na klatce schodowej na poznańskich Zawadach (zostali skazani na trzy i pół roku więzienia).
Obecnie prowadzi m.in. proces "Ryby" i "Lali", którzy - zdaniem prokuratury - w 1992 r. mieli udawać policjantów i porwać dziennikarza Gazety Poznańskiej Jarosława Ziętarę. W 1999 r. Ziętara został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.
"Sprawa ma charakter precedensowy"
Jak wynika z ustaleń śledczych, Tomasz J. najpierw zabił nożem żonę, po czym okaleczył jej ciało. By zatrzeć ślady przestępstwa rozszczelnił rurkę doprowadzającą gaz z kuchenki. Do wybuchu doszło 10 minut po rozszczelnieniu instalacji.
Mężczyzna - według ustaleń biegłych - chciał opuścić kamienicę zanim dojdzie do wybuchu, jednak z uwagi na to, że pod drzwiami znajdowały się inne osoby nie było to możliwe.
- Sprawa ma charakter precedensowy z uwagi na nakład pracy, jaki trzeba było wykonać w toku tego postępowania. Na miejscu zdarzenia zabezpieczono olbrzymią ilość śladów kryminalistycznych, które zostały poddane badaniom, zasięgnięto opinii szeregu biegłych. Z uwagi na fakt iż oskarżony odmówił w ogóle ustosunkowania się do zarzutu i składania jakichkolwiek wyjaśnień, musieliśmy dokonać ustaleń na podstawie zabezpieczonych materiałów dowodowych - mówił 13 sierpnia Michał Smętkowski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Dopiero pod koniec czerwca prokuratura potwierdziła, że Tomasz J. będzie mógł odpowiedzieć przed sądem. Taką pewność śledczy zyskali po otrzymaniu opinii biegłych z Instytutu Sehna w Krakowie.
Zgodnie z procedurą prokuratura powołała biegłych, którzy mieli ocenić stan psychiczny podejrzanego. Jednorazowe badanie okazało się niewystarczające, dlatego zdecydowano się na sześciotygodniową obserwację psychiatryczną. Biegli z Instytutu Sehna stwierdzili, że Tomasz J. był całkowicie poczytalny w chwili popełnienia czynu.
Zginęło pięć osób
Do wybuchu doszło 4 marca 2018 r.
Na nagraniu z monitoringu, do którego dotarła TVN24, widać dokładnie, jak w jednej chwili część budynku obraca się w pył, a dookoła latają fragmenty konstrukcji.
Pomieszczenia na parterze zostały zagruzowane, wraz z terenem wokół budynku. W powietrzu unosiło się pełno pyłu. Część poszkodowanych opuściła kamienicę o własnych siłach. Pozostałych szukała specjalistyczna grupa poszukiwawczo-ratownicza z psami. Na miejsce dojechały też grupy ratownicze z Łodzi i Warszawy, które pomagały m.in. po trzęsieniu ziemi na Haiti.
Łącznie rannych było ponad 20 osób, zaś w ruinach znaleziono ciała pięciu osób.
Wśród poszkodowanych znajdował się też Tomasz J. Mężczyzna został przewieziony do szpitala godzinę po wybuchu. W ciężkim stanie trafił na oddział anestezjologii i intensywnej terapii. Miał poparzenia II i III stopnia na 50 proc. powierzchni skóry: głowy, pleców, rąk. Poparzone miał również drogi oddechowe, a ponadto stłuczone płuco i złamane żebro.
Ze względu na obrażenia został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Wybudzono go z niej 13 marca. Nim mógł zostać przesłuchany, trzeba było wykonać badania toksykologiczne, musiał też być przebadany przez dwóch biegłych sądowych z zakresu psychiatrii.
27 marca został formalnie zatrzymany, kolejnego dnia usłyszał zarzuty - te uzupełniono mu w grudniu.
Podejrzany odmówił ustosunkowania się do przedstawionych zarzutów, jak również odmówił składania wyjaśnień.
Małżeński konflikt
Mężczyzna jeszcze w 2017 r. mieszkał w tej kamienicy, od roku pracował jednak w Anglii. Ofiarą jest jego żona Beata J. Kobieta w tej samej kamienicy na parterze miała salon kosmetyczny. Para miała kilkunastoletniego syna. Według doniesień medialnych, kłócili się, a Tomasz J. bywał agresywny wobec żony. Jak twierdzą media, Beata J. w 2017 r. podczas świąt Bożego Narodzenia zażądała rozwodu. Niedługo potem, 1 stycznia 2018 r., Tomasz J. miał wypadek samochodowy, w którym bardzo poważnie ucierpiał ich nastoletni syn.
Chłopiec musiał przejść serię operacji.
Jak donosiły media, Beata J. zarzucała mężowi, że celowo doprowadził do wypadku, z zemsty i niezgody na rozstanie. Nie złożyła w tej sprawie doniesienia.
Pod koniec 2018 r. prokuratura uznała, że poza zabójstwem, znieważeniem zwłok i spowodowaniem częściowego zawalenia budynku mieszkalnego, Tomasz J. odpowie też przed sądem za spowodowanie wypadku drogowego. Zdaniem śledczych umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym.
Po tamtym zdarzeniu Beata J. zerwała kontakt z mężem. Nie wiadomo więc, jak to się stało, że w feralny weekend u niej był. Tym bardziej że i jej miało wtedy nie być w mieszkaniu. Miała kupiony bilet na samolot i powinna być na jego pokładzie.
Tymczasem Tomasz J. niespodziewanie zjawił się w bloku przy ulicy 28 Czerwca w sobotę 3 marca 2018 r.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: FC/ ks / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24