Rok w więzieniu ma spędzić pięciu policyjnych antyterrorystów, którzy w 2012 roku pobili kickboksera. Został on zatrzymany omyłkowo. Miał tatuaż podobny do tatuażu jednego z mężczyzn, którzy wcześniej zaatakowali policjantów w cywilu. Wyrok jest nieprawomocny.
O wyroku sądu jako pierwsza poinformowała "Gazeta Wyborcza". Antyterroryści zostali skazani na rok więzienia za przekroczenie uprawnień oraz pobicie Łukasza Rafałki na parkingu i w komendzie.
- Po przewróceniu na ziemię i założeniu kajdanek dokonali pobicia przez wielokrotne uderzanie pięściami i kopanie po całym ciele - cytuje "GW" sędzię Annę Michałowską.
Oprócz kary więzienia mężczyźni przez cztery lata nie mogą wykonywać zawodu policjanta. Wyrok jest nieprawomocny.
- Na razie do Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu nie wpłynął ten wyrok. Spośród tej piątki funkcjonariuszy w służbie pozostaje jeszcze dwóch. Decyzje w ich sprawie komendant wojewódzki policji w Poznaniu podejmie w momencie, kiedy zapozna się z tym wyrokiem - zaznacza Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Pobicie podczas mistrzostw
Zdarzenie miało miejsce w czerwcu 2012 roku, w trakcie mistrzostw Europy w piłce nożnej. Poznań był wtedy jednym z miast gospodarzy turnieju. W związku z tym, w celu zabezpieczenia imprezy, do miasta przyjechali funkcjonariusze policji z całej Polski. Wśród nich skazana teraz piątka antyterrorystów z Łodzi.
Policjanci interweniowali po bójce w jednym z poznańskich klubów. W trakcie interwencji pobici zostali funkcjonariusze w cywilu. Dzień później doszło do zatrzymań osób podejrzanych o pobicie. Wśród nich znalazł się właśnie 29-letni wówczas Łukasz Rafałko.
- Miałem jechać do znajomego na grilla. Nie dojechałem. Wsiadłem do samochodu, opuściłem szyby, bo było gorąco i nagle zajechał mi drogę samochód. Wyszło z niego kilka osób, krzycząc do mnie: "Gaś silnik, policja!". Byłem cały zestresowany, nie wiedziałem, o co chodzi - opowiadał w 2013 roku Łukasz Rafałko o wydarzeniach, jakie rozegrały się na osiedlu Hetmańskim w Poznaniu.
Zatrzymanie było wyjątkowo brutalne. Policjanci mieli wyciągnąć go przez okno samochodu, potem rzucić na ziemię. - Leżałem twarzą na asfalcie. Zaczęli mnie kopać i bić pięściami, skuli. Musiałem też dostać z jakiegoś ciężkiego przedmiotu w głowę, bo miałem ją rozciętą - mówił Rafałko.
Mężczyzna opowiadał, że kiedy funkcjonariusze zorientowali się, że całe zajście obserwują świadkowie, "wepchnęli go do samochodu i przewieźli kilkaset metrów dalej, w głąb osiedla".
- Tam przyjechał drugi samochód, wrzucili mnie do niego i ponownie zaczęli katować. Dostałem kilkadziesiąt razy paralizatorem. Kazali mi się przyznać, mówili, że są pewni, że byłem w klubie - opowiadał.
Poszkodowany jednak od początku utrzymywał, że w czasie bójki w lokalu był w domu z rodziną. Był jedynie podobny do jednego z mężczyzn biorących udział w bójce. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", Rafałko miał zostać rozpoznany po charakterystycznym tatuażu ze smokiem. 29-latek figurował policyjnych aktach, bo miał być kiedyś świadkiem innej bójki.
- Od początku mówiłem, że to pomyłka, że cały weekend spędziłem z córką - tłumaczył w 2013 roku Rafałko.
"Zachowywali się jak bandyci"
Funkcjonariusze zabrali mężczyznę na komendę policji przy ul. Kochanowskiego.
- Myślałem, że za chwilę stracę przytomność. Zachowywali się jak bandyci, a nie policjanci. To się nie mieści w głowie, jak można człowieka tak skatować - mówi poznański kickbokser.
Po wypuszczeniu z policyjnego aresztu Rafałko o sprawie powiadomił organy ścigania. Prokuratura oskarżyła o przekroczenie uprawnień pięciu funkcjonariuszy. Proces w tej sprawie trwał pięć lat.
Wyroku sądu pierwszej instancji Rafałko nie chciał komentować.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań, Gazeta Wyborcza