Ostrów Lednicki to miejsce szczególne. Tutaj krety zamiast kamieni wyrzucają na powierzchnię wczesnośredniowieczną ceramikę. Trudno, żeby było inaczej, bo tysiąc lat temu wyspa była połączeniem Belwederu z Hutą Katowice. Tu biło polityczne i gospodarcze serce piastowskiego państwa. W tym sezonie archeolodzy próbują znaleźć odpowiedź na pytanie, jak mieszkał Mieszko. I wcale nie jest to łatwe.
Jednostajne buczenie jest najlepszym sygnałem, że w jeziorze lednickim trwają badania archeologiczne. Dźwięk wydaje silnik eżektora, czyli wielkiego podwodnego odkurzacza, którym archeolodzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika przerzucają tony mułu. Ich praca przypomina grę w bierki. Od dwóch sezonów odsłaniają plątaninę belek, które leżą na sobie pod różnym kątami i na których widać ślady ciesielskiej obróbki. Każda kłoda jest czyszczona, wyposażana w tabliczkę z numerkiem i fotografowana.
Podwodne bierki
- Próbujemy rozwikłać ten bałagan - śmieje się Mateusz Popek z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. - Na pewno mamy do czynienia z destruktem, coś tu się kiedyś zawaliło do wody. Ale czym była ta konstrukcja, tego jeszcze nie wiemy. Mogły to być wały, umocnienia brzegowe, a nawet przystań - snuje domysły archeolog i dodaje, że belki są zdrowe i można wyciąć z nich próbki do badań dendrochronologicznych. - Dzięki temu będziemy wiedzieli, czy była to inwestycja Mieszka czy raczej Chrobrego, a może w ogóle wcześniejsza - wyjaśnia.
Znajdująca się na jeziorze wyspa Ostrów Lednicki była tysiąc lat temu epicentrum tworzącej się polskiej państwowości. Mieszko I, zainspirowany cesarską architekturą, wzniósł tutaj swą kamienną rezydencję, czyli tak zwane palatium, oraz kościół. W tej drugiej budowli, jak twierdzą niektórzy badacze, odkryto pozostałości basenów chrzcielnych. Całe założenie otoczone było wałem mierzącym aż 11 metrów wysokości. Na wyspę od strony Poznania i Gniezna prowadziły dwa drewniane mosty.
- W tym sezonie nasze wykopaliska mają wyjątkowy charakter, bo prowadzimy je zarówno z lądu, jak i wody - mówi kierownik badań Andrzej Kowalczyk z Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. - My założyliśmy wykop o długości 18 metrów, który biegnie od pałacu w kierunku brzegu. Pod wodą zaś pracują archeolodzy-nurkowie z Torunia. W ten sposób możemy rozpoznać kawałek wyspy w sposób bardzo kompleksowy - przekonuje naukowiec.
Na razie eksploracja tajemniczej podwodnej konstrukcji nie przynosi rewelacyjnych znalezisk w postaci mieczy, włóczni i toporów, z których słynie lednickie jezioro. Rozpieszczeni podwodniacy trochę narzekają na powtarzalny materiał masowy w postaci potłuczonych garów i zwierzęcych kości. Więcej szczęścia mieli za to ich lądowi koledzy po kielni.
- Już w pierwszych dniach znaleźliśmy srebrny denar krzyżowy, grot strzały, żelazne klamry pasów, nożyki, okucie pochwy noża, przęślik importowany z terenów ówczesnej Rusi Kijowskiej oraz kabłączek skroniowy, czyli typowo słowiańską ozdobę - wylicza Ewa Pawlak z Muzeum Pierwszych Piastów. - Jest to zestaw zabytków, którego należało się spodziewać w tym miejscu. Jednak są to znaleziska z przemieszanych warstw nasypowych, które powstały w XIX wieku. Obok wczesnośredniowiecznych artefaktów znaleźliśmy guzik od kalesonów i łuskę po amunicji myśliwskiej - tłumaczy archeolożka.
Mieszko za płotem
Wspomniane nasypowe warstwy to pozostałości po badaniach pałacu przez przedstawicieli pruskiej administracji oraz hrabiego Albina Węsierskiego, który świadom wagi tego miejsca dla polskiej historii, wykupił wyspę z niemieckich rąk. Wiek XIX to czas, kiedy amatorzy archeologii używali dynamitu, by dostać się do starożytnych nawarstwień. Z Ostrowem także obchodzono się brutalnie.
- Dynamitu co prawda nie używano, ale badania prowadzono na hura, niszcząc lub pomijając ważny kontekst. Poza tym, jeszcze zanim wyspą zaopiekował się Węsierski, sporo materiału kamiennego z pałacu i kościoła wyrabowano. W okolicznych wsiach wznoszono z niego stodoły, a nawet wykorzystywano do budowy kościoła - mówi Ewa Pawlak z Muzeum Pierwszych Piastów.
Skarpa znajdująca się w bezpośrednim sąsiedztwie pałacu wygląda w oczach laika na pozostałości wału obronnego. Jednak najpewniej jest hałdą luźnej ziemi, wyrzuconą z wnętrza grodu podczas pionierskich wykopalisk. I tu pojawia się kluczowe pytanie: czy to oznacza, że Mieszko a potem jego syn Bolesław nie dokończyli umocnień grodowych?
- Jedna z koncepcji zakłada, że pałac i kaplicę wzniesiono na naturalnym wzniesieniu, otoczonym moczarami, dodatkowo okolonym palisadą, co miało zapewnić obronę - mówi kierownik badań Andrzej Kowalczyk. - Brak wału czynił potężną kamienną budowlę widoczną z daleka, co miało niebagatelne znaczenie prestiżowe. Ale to tylko teoria i my chcemy sprawdzić, na ile słuszna - dodaje archeolog z Muzeum Pierwszych Piastów.
Być może wał jednak okalał palatium, ale biegł bliżej brzegu? Odsłaniane w tym sezonie drewniane konstrukcje, które cześciowo znajdują się na lądzie, a częściowo w wodzie, mogą być jego pozostałościami. By mieć pewność, trzeba będzie zejść jeszcze parę poziomów i rozgryźć, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Na razie widać tylko brązowe smugi w ziemi, układające się we wzór szachownicy.
- W optymalnym scenariuszu powinniśmy znaleźć potężne skrzynie. Do ich budowy wykorzystywano pnie dębu z odrostkami, z których formowano haki spajające konstrukcję. Taki sposób wznoszenia wałów był znakiem rozpoznawczym piastowskich inwestycji - wyjaśnia Ewa Pawlak. Dodaje że często towarzyszyły im pogańskie obrzędy. - Podczas wielu wykopalisk na grodach znajdowane są ofiary zakładzinowe w postaci głów lub szczęk zwierzęcych. Najczęściej końskich albo świńskich. W tym sezonie na Ostrowie znaleźliśmy w warstwie spalenizny szczękę świńską. Trudno na razie rozstrzygnąć, czy ktoś sobie po prostu objadał głowiznę, czy miała ona charakter kultowy, ale na wszelki wypadek wydzieliliśmy ją z masowego materiału, namierzyliśmy i narysowaliśmy - mówi archeolożka.
Tajemnicze ołowie i znikająca droga
Archeologom pomagają wolontariuszki i wolontariusze z Wielkopolskiej Grupy Eksploracyjno-Historycznej Gniazdo. Już wcześniej zaangażowani byli w muzealny Projekt Lednica, który polega na metodycznym przeczesywaniu pól okalających jezioro przy pomocy wykrywaczy metalu. Odkrywane zabytki są geolokalizowene, dzięki czemu powstaje dokładna mapa ich koncentracji, a to pozwala z kolei lepiej zrozumieć specyfikę wczesnośredniowiecznego i pradziejowego osadnictwa wokół Lednicy. Tym razem detektoryści zostali zaproszeni do wykopu, by metodycznie odsłaniali kolejne nawarstwienia i lepiej zapoznali się z metodologią prowadzenia badań wykopaliskowych.
- Poza tym sprawdzają hałdy wydobytej ziemi - mówi Ewa Pawlak. - Podczas ręcznej eksploracji małe zabytki metalowe mogą po prostu umknąć naszej uwadze, tym bardziej że często bywają oblepione wilgotną ziemią. W tym sezonie "spod wykrywacza" wychodzi bardzo dużo kawałków ołowiu. To najczęściej nieforemne zlewki, rzadziej małe krążki z dziurkami - opowiada archeolożka.
Krążki mogły pełnić funkcję pieniądza zastępczego i, nanizane na rzemyk w większej ilości, służyć do rozliczeń w codziennych transakcjach. Albo być odważnikami do odmierzania potrzebnej ilości srebra. W czasach Mieszka do rozliczeń nie używano bowiem pieniądza, lecz czystego kruszcu. Ale właściwe odważniki do wag szalkowych są znane archeologom i mają nieco inną formę, beczułkowatą lub ośmiościenną, no i pozbawione są dziurek. Więc to osłabia te koncepcję. Duża ilość ołowianych wytopków na pewno świadczy o procesie produkcyjnym. Ale co z tego metalu produkowano? Ot, kolejna zagadka. Badaczy frapuje też, którędy biegła droga okalająca gród. Pojawiają się wątpliwości, czy to, co podczas wcześniejszych badań interpretowano jako kamienny bruk, nie jest tak naprawdę rozwleczonym budulcem z pałacu. Pytania rodzi także charakter spalenizny zarejestrowanej na jednym z poziomów.
- Ona niekoniecznie musiała wiązać się z najazdem i spaleniem grodu - mówi Ewa Pawlak. - Pamiętajmy, że opalenie powierzchni drewnianych konstrukcji zabezpieczało je przed przenikaniem wody. Podobnie jeszcze dwieście lat temu robiono z drewnianymi rurami wodociągowymi, zanim zakopano je w ziemi - wyjaśnia Pawlak.
Lednica w nowej odsłonie
Zabytki znalezione podczas tegorocznych badań trafią do zbiorów Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Zasilą i tak już przebogatą kolekcję wczesnośredniowiecznych przedmiotów pozyskanych w wyniku dziesiątków lat wykopalisk. Od tego roku artefakty można podziwiać w świeżej aranżacji, bowiem Muzeum zakończyło budowę nowej siedziby. Oprócz nowoczesnych sal wystawowych placówka kusi zwiedzających także tarasem widokowym, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na Ostrów. Zresztą na wyspę także można dotrzeć promem i samemu zobaczyć, jak pracują archeolodzy.
- W tym roku z okazji Światowego Dnia Archeologii zaprosiliśmy do udziału w wykopaliskach uczniów szkół podstawowych wraz z rodzicami. To była dla nich świetna lekcja żywej historii i spore emocje, na przykład gdy dziesięcioletni Ignacy własnoręcznie odkopał przęślik - mówi Andrzej Kowalczyk z Muzeum Pierwszych Piastów.
W ten sposób muzealnicy nie tylko przekazują wiedzę, ale też uczą odpowiedzialności za wspólne dziedzictwo. Bo ktoś, kto rozumie sens pracy archeologa, nie będzie "na dziko" poszukiwać skarbów z detektorem i powiadomi konserwatora, gdy podczas budowy garażu znajdzie stare kości lub kawałki glinianych naczyń. Tegoroczne wykopaliska na Ostrowie Lednickim potrwają mniej więcej do końca lipca. Zwiedzający zawsze mogą podejść do naukowców i dowiedzieć się, co akurat wyłazi z ziemi. Archeolodzy chętnie odpowiedzą. Byle nie pytać ich o złoty pociąg.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fot. A. Przybylski