Dwuletnia Lilianna zmarła lekarzom na stole operacyjnym, wcześniej ojczym rzucił nią w furii o framugę drzwi. Miała urazy głowy, pękniętą czaszkę. Dziecku próbowała pomóc babcia. Sama wzięła dziewczynkę do szpitala, ale tam żaden z badających ją trzech lekarzy nie potrafił stwierdzić dlaczego była osowiała i narzekała na ból głowy.
Doniesienia prokuratury w tej sprawie są szokujące. Sekcja zwłok dziecka wykazała krwiaki w mózgu, jego obrzęk, a także pęknięcia czaszki. Biegła stwierdziła, że te obrażenia mogły powstać kilka dni przed zgonem dziecka, co potwierdziła później na przesłuchani matka Lilianny.
- Według relacji kobiety, ojczym dziecka był zajęty grą na komputerze. Gdy "nie szło mu w grze", chwycił przechodzące obok niego dziecko za rączkę i pchnął, w skutek czego dziewczynka uderzyła głową w futrynę - mówi Magdalena Roman z Prokuratury Rejonowej w Pile.
Dziewczynka we wtorek, czyli niespełna tydzień po incydencie w domu, trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Zmarła na stole operacyjnym.
Babcia interweniowała
Śmiercią dziecka załamana jest babcia Lilianny od strony ojca. Ma żal zarówno do matki dziecka, a także personelu szpitala. Reporterowi TVN24 zdecydowała się opowiedzieć jak przebiegały ostatnie dni życia dwulatki.
W piątek 17 marca, późnym popołudniem, dziewczynka wraz z resztą rodzeństwa przyjechała do dziadków. Lilianna od początku zachowywała się dziwnie, była osowiała.
- Leżała na tapczanie, ale myślałam, że była zmęczona, chce spać. Położyłam ją, w nocy wypiła jeszcze pół butelki napoju. Rano przyszła na śniadanie, siadła przy stole, ale głowę miała opartą o stół. Coś było nie tak. Zadzwoniłam do matki, poprosiłam o pesel dziecka, ubraliśmy małą i pojechaliśmy do szpitala - opowiada babcia.
Początkowo matka wcale nie chciała do szpitala jechać, dopiero za namową zgodziła się dołączyć do babci.
Badana przez trzech lekarzy
W szpitalu na badanie jako pierwszy wziął ją - jak dowiedziała się później babcia - okulista. Stwierdził obustronne zapalenie uszu i polecił aby zbadał to jeszcze laryngolog. Ten wykluczył zapalenie, więc wrócili z dzieckiem do poprzedniego lekarza, który nadal nie widział co się dzieje. Wysłał więc dziewczynkę na konsultację do trzeciego specjalisty, który nawet miał zapytać matkę, czy dziecko się uderzyło. Kobieta zaprzeczyła.
Na koniec - według relacji babci - lekarka stwierdziła, że może być to jakaś rozwijająca się infekcja i że nie widzi nic niepokojącego. Przepisała lek na ewentualną gorączkę. I tyle.
Należy dodać jeszcze, że matka dziewczynki miała przy sobie dokumentację szpitalną ze stycznia, kiedy stwierdzono u dziecka krwiaka w głowie. Mając przed sobą te papiery, żaden z lekarzy nie zasugerował tomografii.
Nie mówili o uderzeniu
Szpital tłumaczy się wprowadzeniem lekarzy w błąd przez matkę dziecka, która nie poinformowała o tym, że dziewczynka uderzyła głową we framugę.
- W żadnym momencie tego pobytu nikt nie wspomniał, żeby przyczyną tej wizyty był uraz dziecka. U nas przyjmowanie pacjenta odbywa się w ten sposób, że jednym z podstawowym pytań jakie zadaje pielęgniarka jest to, czy problem, z którym się zgłasza pacjent, powstał w wyniku urazu, czy nie. U nas jest to rozdzielone, to inna ścieżka terapeutyczna. Jest kilku świadków, którzy mogą potwierdzić, że mimo kilkukrotnych pytań, obecność tego urazu była negowana - mówi Krzysztof Jarzyński, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego szpitala w Pile.
Jak informuje prokuratura, dzień później (w niedzielę), 2-latka razem z matką i ojczymem była jeszcze raz w szpitalu, ale wtedy również nie powiedzieli oni lekarzom o urazie.
We wtorek babcia dostała telefon od matki Lilianny, że jest w ciężkim stanie w szpitalu. - Była na stole operacyjnym, ale już było za późno - mówi łamanym głosem, wspominając ostatnie chwile wnuczki.
W piątek prokuratura poinformowała, że zamierza sprawdzić, czy szpital zachował się prawidłowo w sprawie diagnostyki dwulatki.
Zarzuty i areszt dla matki i ojczyma
Pod zarzutem znęcania się nad dzieckiem i nieudzielenia mu pomocy sąd rejonowy w Pile aresztował w czwartek matkę dziewczynki oraz jej ojczyma. O trzymiesięczny tymczasowy areszt dla obojga opiekunów zmarłego dziecka wnosił prokurator.
Ojczym dwuletniej Lilianny został przesłuchany w czwartek. Śledczy przedstawili mu trzy zarzuty: psychicznego znęcania się nad trójką dzieci kobiety oraz fizycznego znęcania nad 2-latką, a także udzielenia żonie środka odurzającego w postaci amfetaminy matce dziecka. Szymonowi B. grozi 12 lat więzienia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Twierdzi, ze nigdy nie stosował wobec dzieci przemocy.
Kobieta usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy swemu dziecka. Miała zataić przed lekarzami, którzy kilka dni wcześniej badali jej dwuletnią córkę, że doszło do urazu głowy. Ta sytuacja - jak przyjmuje prokuratura - uniemożliwiła prawidłowe leczenie dziecka.
Autor: ib//ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań