Między Myśliborzem a Gorzowem Wielkopolskim zepsuła się karetka. Samochodem jechał zespół ratowników, lekarz i dziewczynka, którą transportowali na lotnisko. Medycy musieli czekać na drugi ambulans i pomoc drogową. Chwilę później tuż obok nich zatrzymał się samochód, a w nim nieprzytomny kierowca i jego przerażona żona. Mężczyzna pilnie potrzebował pomocy.
- To się nazywa szczęście w nieszczęściu - mówi Łukasz Fabich, ratownik medyczny ze Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim.
20 kwietnia załoga jednej z karetek wiozła dziewczynkę na lotnisko. Dziecko transportowano do Warszawy na przeszczep.
Nagle na trasie S3 ambulans odmówił posłuszeństwa. Awaria była na tyle poważna, że trzeba było wezwać lawetę. Ratownicy czekali na pomoc i drugą karetkę, która dowiozłaby dziewczynkę na lotnisko.
Jechał autem, stracił przytomność
Można powiedzieć, że karetka zepsuła się w odpowiednim miejscu. Bo po chwili tuż obok ambulansu zatrzymał się samochód. - Okazało się, że kierowca stracił przytomność i zjechał na pas awaryjny, a właściwie to jego żona zdążyła złapać za kierownicę i bezpiecznie się zatrzymać - opowiada Łukasz Fabich.
Medycy od razu rzucili się na pomoc. Mężczyzna prawdopodobnie miał atak padaczki, przez co stracił przytomność na kilka minut. Dzięki szybkiej interwencji mężczyźnie nic się nie stało. Odzyskał przytomność, a jego stan zdrowia był dobry.
- Pech chciał, że nasza pacjentka miała dłuższą podróż do Warszawy, ale za to udało się uratować tego kierowcę. Gdyby ambulans odmówił posłuszeństwa kilometr dalej, tamten mężczyzna nie otrzymałby tak szybko pomocy - tłumaczy Fabich.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/ww/mś / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Pomoc drogowa/ TVN24 | Jarosław Baryła