Urzędnicy nie ustępują: krowy z dzikiego stada należy zabić. Aktywiści: to jakiś obłęd

Dni krów są policzone?
Główny Lekarz Weterynarii podtrzymuje decyzję z sprawie krów
Źródło: tvn24

Obrońcy praw zwierząt przez dwa tygodnie przekonywali Główny Inspektorat Weterynarii, że dzikie stado krów z Ciecierzyc może dalej spokojnie żyć i wcale nie musi być zagrożeniem. Dla zwierząt "skazanych" na śmierć znaleźli niejeden dom i gospodarzy, którzy obiecali, że nigdy nie oddadzą ich do ubojni i nie będą ich rozmnażać. Mimo to urzędnicy twardo mówią: nie.

Nie ma ratunku dla dzikiego stada krów z Ciecierzyc (woj. lubuskie) - tak wynika z najnowszego komunikatu Głównego Inspektoratu Weterynarii.

Chodzi już o 185 zwierząt, które od wielu lat chodziły samopas po terenie gminy Deszczno.

Ich właściciel nie tylko nie zapewnił im właściwych warunków, ale i całkowicie stracił kontrolę nad stadem. Zwierzęta wchodziły w szkodę, rozmnażały się bez żadnej kontroli. Nigdy nie zostały zarejestrowane i zbadane.

Przez lata krowy były "niewidzialne" dla systemu, teraz urzędnicy się o nie upomnieli. Mimo starań obrońców praw zwierząt, Główny Inspektorat Weterynarii pozostaje nieugięty.

Zgodnie z decyzją powiatowego lekarza weterynarii z 31 października 2018 r. stado ma zostać wybite. Decyzję tę w listopadzie podtrzymał gorzowski sąd.

"Główny Lekarz Weterynarii informuje, że po dokonaniu gruntownej analizy uwarunkowań prawnych i epizootycznych dotyczących stada krów z gminy Deszczno, doszedł do przekonania, że w sprawie nie występują merytoryczne przesłanki uzasadniające zwrócenie się do terenowych organów Inspekcji Weterynaryjnej w celu rozważenia zmiany podjętych dotychczas rozstrzygnięć. Za taką oceną sytuacji przemawiają względy natury prawnej jak również potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zwierząt hodowlanych przed zagrożeniami, których źródło może stanowić przedmiotowe stado bydła" - czytamy w komunikacie wydanym przez Główny Inspektorat Weterynarii.

Co dalej z krowami?
Co dalej z krowami?
Źródło: tvn24

Ponadto w komunikacie napisano, że swoją opinię w sprawie krów wyraziła również Rada Sanitarno-Epizootyczna.

"W swym stanowisku uznała, że nie można wykluczyć zagrożenia dla zdrowia publicznego jakie wiąże się z utrzymywaniem przy życiu tak licznego stada zwierząt nieobjętego dotychczas kontrolą lekarsko-weterynaryjną oraz, że wydana w sprawie decyzja Powiatowego Lekarza Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim była w pełni uzasadniona".

PRZECZYTAJ KOMUNIKAT GŁÓWNEGO INSPEKTORATU WETERYNARII

Dlaczego nie?

Obrońcy praw zwierząt od dwóch tygodni spotykali się z przedstawicielami Głównego Inspektoratu Weterynarii. Tłumaczyli, że zwierząt wcale nie trzeba zabijać. Że można je po prostu przebadać, a potem umieścić w bezpiecznym miejscu. Oferty od gospodarzy, którzy chcieli przygarnąć zwierzęta spływały z całego kraju. Udało się nawet znaleźć dwóch gospodarzy, którzy obiecali, że przyjmą całe stado. GIW odrzucił te propozycje. Dlaczego?

Pierwszy gospodarz posiada własne stado w woj. zachodniopomorskim. Zadeklarował jednak, że krowy z Ciecierzyc zostałyby odizolowane. Nigdy nie miałyby też trafić do ubojni. Na przewiezienie krów do tego gospodarstwa nie zgadza się jednak Powiatowy Lekarz Weterynarii w Goleniowie. Powód? "Możliwość przeniesienia chorób zakaźnych".

Drugi gospodarz z woj. lubuskiego nie posiada własnego bydła, ale zastrzegł, że przyjmie już przebadane stado. Badania to z kolei proces długotrwały, a zwierzęta nie mogą dłużej zostać w miejscu, gdzie obecnie przebywają. Do tego 32 hodowców z Międzyrzecza zgłosiło protest w sprawie przyjęcia krów nieznanego pochodzenia.

Główny Lekarz Weterynarii ma też zastrzeżenia do nieuregulowanej sytuacja prawnej stada. Oficjalnie właścicielem krów wciąż jest rolnik.

Czuwają przy krowach

W weekend aktywiści zaczęli pokojowy protest. Na zmianę pilnują zagrody krów.

- To jest jakiś obłęd. Te krowy nie są niebezpieczne. Mamy nadzieję, że ta decyzja Głównego Lekarza Weterynarii się zmieni - mówi pani Kornelia, aktywistka.

- Jak długo tu zostaniecie? - dopytywała reporterka TVN24.

- Zostajemy do momentu aż ta sprawa zostanie pozytywnie rozpatrzona - mówią obrońcy praw zwierząt.

Krowy czekają na wykonanie "wyroku" w zamkniętej zagrodzie przygotowanej przez władze gminy. Ministerstwo Rolnictwa przekazało na likwidację zwierząt 350 tys. zł.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: aa / Źródło: TVN24 Poznań

Czytaj także: