Wyjechali w sobotę o północy z Parku Sołackiego, zameldowali się z powrotem w tym samym miejscu o godz. 23:40. W tym czasie dwójka śmiałków, Piotr Rakowski i Tomasz Karwowski, dwukrotnie pokonała Pierścień Rowerowy dookoła Poznania. W sumie 400 km w niespełna dobę. - Więcej bicia rekordów już nie będzie - zapowiada pierwszy z nich.
- W zeszłym roku dwa razy przejechałem Pierścień Rowerowy dookoła Poznania. Pokonałem wówczas 364 km. Postanowiłem jednak postawić sobie kolejny cel - pokonać 400 km w ciągu doby - mówi Piotr Rakowski.
52-letni rowerzysta teraz podjął się tego wyzwania. Nie przeszkadza mu w tym choroba - od 25 lat zmaga się z cukrzycą. Mimo to, oprócz wycieczek rowerowych, biega, startuje w maratonach i półmaratonach. - Sport pomaga mi utrzymywać organizm w dobrej kondycji i zdrowiu - tłumaczy.
W sobotę wraz z 13 lat młodszym kolegą punktualnie o północy wyruszyli z Parku Sołackiego w kierunku Kiekrza, skąd, przeciwnie do wskazówek zegara, wjechali na Pierścień Rowerowy dookoła Poznania. Trasę nieco wydłużyli, tak by w sumie liczyła nieco ponad 400 km.
- Są osoby, które robią trasy po 400 km szosą. Tu jednak mamy trasę, która w większości biegnie w nierównym terenie, są kamienie, dołki - tłumaczy Rakowski, który nim wyruszył w trasę, w tym roku czterokrotnie pokonywał 150-kilometrowe odcinki. Drugi z rowerzystów przygotowywał się do wyprawy na dłuższych szosowych dystansach.
(Prawie) wszystko zgodnie z planem
Przed wyprawą Rakowski i Karwowski wyliczyli sobie, w którym miejscu powinni być o danej godzinie. Cała trasa była więc walką z własnym organizmem i wyścigiem z czasem. W Mosinie zameldowali się nieco po zakładanym czasie. Szybko jednak nadrobili zaległości i w Tulcach zameldowali się kilkanaście minut wcześniej niż planowali.
Pierwszy raz pierścień też udało im się pokonać kilka minut szybciej. Na drugim "kółku" w Tulcach mieli osiem minut zapasu. Wówczas jednak doszedł jeszcze jeden problem. - Po drodze pękła mi obręcz tylnego koła i musiałem odczepić hamulec - mówi Rakowski.
300 kilometr pokonali z nieznacznym poślizgiem. Później już było jednak tylko lepiej - ostatecznie na końcu trasy rowerzyści zameldowali się o godz. 23:42. - Mogliśmy zrobić w tym czasie jeszcze 6 km, ale nie mieliśmy już na to żadnej ochoty. Po wjazdach nogi się zagrzewały i miałem gwałtowne zakwasy. Do tego lampka mi nawalała, okulary parowały, a tyłek mam odparzony i niemiłosiernie mnie boli. Satysfakcja jest jednak wielka - mówi Rakowski.
Mgła jak ulewa
Jak podkreśla, trasa nie należała do łatwych nie tylko ze względu na nawierzchnię. We znaki dała się także pogoda. - Na początku trasy jechaliśmy 9 godzin we mgle, nawet po wschodzie słońca nie ustawała. Było zimno, wszystko mieliśmy mokre. Kapało z nas jakby zlała nas ulewa. Co więcej, wyziębiło nas tak, że praktycznie co godzinę musieliśmy robić przerwy na toaletę - mówi Rakowski.
W ciągu dnia rowerzyści musieli z kolei zmagać się z upałem. Tu niezwykle pomocne okazały się... długie nogawki od spodni. - Gdy odkryte ramiona wystawimy na kilka godzin na słońce, będą one gorące. Gdy mamy je przykryte - są chłodne. Stąd wybór pełnego stroju - wyjaśnia Rakowski.
Drugą istotną kwestią przy takiej pogodzie było regularne picie. - Nie można o tym zapomnieć w upale. Łatwo można się odwodnić a następnie nabawić się arytmii serca - tłumaczy.
Nie mniej ważne jest odpowiednie żywienie. - Na obiad w takiej trasie nie ma czasu. Mieliśmy dużo żeli energetycznych - nawet jeden potrafi postawić po 5 minutach człowieka na nogi, poza tym jedliśmy bułki, drożdżówki, batony a kolega banany - wylicza Rakowski. Po mglistym poranku i upalnym dniu, na koniec wyprawy dwójkę rowerzystów zmoczył jeszcze deszcz.
Władcy pierścienia
Jako pierwsi w historii pokonali oni 400 km Pierścieniem Rowerowym Dookoła Poznania w ciągu jednej doby. - Więcej bicia rekordów już nie będzie – zapowiada Rakowski. Czy jednak można wierzyć komuś, kto tak samo mówił rok temu, gdy dwa razy w ciągu doby pokonał 364-kilometrowy pierścień rowerowy dookoła Poznania?
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Chłopkowiak