- Udało nam się, uratowaliśmy je - mówiła łamiącym głosem Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo. Niektórzy pracownicy ogrodu przez trzy dni nie spali, by ocalić te drapieżniki. Siedem tygrysów przebywa teraz w Poznaniu, dwa w Człuchowie.
Zakończyła się akcja ratunkowa tygrysów, które utknęły na granicy polsko-białoruskiej w Koroszczynie (woj. lubelskie). Udało się uratować dziewięć z dziesięciu zwierząt. Dziesiąte padło przed przybyciem pracowników poznańskiego zoo.
Tygrysy w czwartek w nocy dotarły do Poznania. Od rana trwał ich rozładunek. Zakończył się około godziny 14.
- Udało nam się uratować dziewięć istnień tygrysich - mówiła podczas emocjonalnego briefingu prasowego Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka poznańskiego zoo.
Teraz muszą się wygrzać
Jak poinformowała, w tej chwili tygrysy wygrzewają się w ciepłych pomieszczeniach. - One były wyziębione, mokre od własnych odchodów. Jechały wiele dni w głodzie, bo do tych tylnych klatek nie dało się dojść i ich napoić i nakarmić. One czekały na śmierć - mówiła.
I dziękowała wszystkim, bez których cała operacja by się nie udała.
- Jesteśmy nieskończenie wdzięczni ludziom, którzy wpłacili pieniądze na akcję. Tym, którzy przywieźli ze Szczecina tego (pluszowego - przyp. red.) tygrysa, tylko po to, żeby powiedzieć, że są z nami, z poznańskim zoo i są przeciwko okrucieństwu wobec zwierząt - podkreślała Ewa Zgrabczyńska.
- Kocham wszystkich zwierzolubów (...), którzy są z nami i z tymi zwierzętami, które nie zasłużyły na taki los - dodawała.
Dziękowała też swoim pracownikom, wśród których byli tacy, którzy nie spali przez ostatnie trzy doby, i policyjnej grupie antyterrorystycznej, która dbała o to, by w razie niebezpieczeństwa, któryś z tygrysów nie zrobił krzywdy weterynarzom i pracownikom zoo.
- Te tygrysy są teraz naszymi najukochańszymi istotami, dla których warto było przez to przejść - podkreśliła Zgrabczyńska.
Czas na zmianę przepisów
Jak dodała, liczy, że ta akcja spowoduje, że w Polsce zmienią się przepisy i podobne przypadki nie będą już miały miejsca.
- Nie może być widowisk cyrkowych z udziałem zwierząt. Musi być implementowana unijna dyrektywa i przepisy mówiące o tym, jak je transportować. Nie może być pseudocyrków i pseudohodowli, jeśli ten świat ma ocaleć - mówiła dyrektorka.
Jeden się dusi, drugi ledwo chodzi
Jak przekazała, uratowane tygrysy są pod stałą opieką lekarzy weterynarii. - Jeden z nich jest w stanie ciężkim. W jego oczach widać rozpacz - mówiła.
Najbliższe dni to ciąg dalszy walki o ich życia. Zwierzęta będą na antybiotykach. - Część z nich jest bardzo wycieńczona. Ich wystające kręgosłupy świadczą o tym, ile dni one nie jadły i nie piły. Mamy tygrysa, który się dusi. Nie wiemy jeszcze, jaka jest tego przyczyna. Inny ma zaniki mięśniowe i ledwo chodzi, bo przebywał w tej klatce kilkanaście dni. Możemy sobie wyobrazić co czują, bo one czują to samo co ludzie - powiedziała Zgrabczyńska.
Tygrysy przez długi czas cierpiały fizycznie i psychicznie. - Są wychudzone, wszystkie mają poranione i poodparzane łapy. Część z nich nie ma zębów, jeden ma uszkodzone fragmenty pazurów i paliczków, bo próbował wydrapać podłogę klatki. Przez ostatnie dni były karmione kurczakami kupionymi w sklepie. To taka karma, która zapycha ich przewód pokarmowy i była jedną z przyczyn śmierci tego tygrysa, który nie doczekał ratunku - opisywała.
- Mamy nadzieje, że wszystkie przeżyją. Trzymajcie kciuki - dodała dyrektorka zoo.
Miały być samice, jest więcej samców
Nie ma też ich dokumentacji medycznej. - Ich historia prawdopodobnie była zmyślona na potrzeby tego transportu. Miało dojechać do nas siedem samic i jeden samiec, a w tej chwili mamy niemal samych chłopaków - u nas jest jedna dziewczyna, a dwie pojechały do Człuchowa. Reszta dokumentów pewnie też będzie sfalsyfikowana - tłumaczyła Zgrabczyńska (szefowa zoo w Człuchowie mówiła jednak, że trafiły tam dwa samce - przyp. red.).
Gdy tygrysy dojdą do siebie, pojadą do Hiszpanii. - Mamy nadzieję, że to będzie ostatnia podróż w ich życiu - powiedziała.
Szefuje zoo od czterech lat
Ewa Zgrabczyńska jest dyrektorką poznańskiego zoo od stycznia 2016 r.
Od tego czasu zoo przyjmowało cyrkowe niedźwiedzie i zwierzęta z pseudohodowli, m.in. lwy, tygrysy, małpy. By zwracać uwagę na problem cierpienia tych zwierząt, zwiedzający mogą zobaczyć w zoo m.in. ocelota pozbawionego dwóch łap
To tu trafił także mały niedźwiadek odnaleziony w Bieszczadach. Cisna wychowywała się w Poznaniu w towarzystwie psa. Dziś jest jedną z największych atrakcji zoo.
Oprócz ratowania zwierząt, zoo w tym czasie zasłynęło głośnymi akcjami edukacyjnymi zwracającymi uwagę na nieodpowiedzialne zachowania rodziców.
Od soboty na granicy
Transport 10 tygrysów dotarł na przejście graniczne w Koroszczynie w sobotę, 26 października. Jak poinformował Główny Inspektorat Weterynarii, zwierzęta zostały wysłane z Włoch 22 października z zamiarem przewiezienia ich do Dagestanu w Federacji Rosyjskiej - zgodnie z informacją umieszczoną w dokumencie INTRA wygenerowanym przez jednostkę weterynaryjną we Włoszech. Ciężarówka ze zwierzętami została przepuszczona przez polskie służby graniczne. Białoruskie służby graniczne odmówiły jednak wjazdu transportu na terytorium Białorusi, ponieważ przewoźnik nie miał wymaganych w tym kraju urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne. Dodatkowo kierowcy nie mieli aktualnych wiz. Transport został cofnięty w związku z tym do Polski, ciężarówka ze zwierzętami została zaś umieszczona na terminalu w Koroszczynie. Jeden z tygrysów zdechł.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24