Jarosław Ziętara na początku lat 90. XX wieku opisywał najgłośniejsze afery III RP, które dopiero po latach miały zelektryzować polską opinię publiczną. Był młody, zdolny i często docierał do poufnych informacji. Zaginął w drodze do redakcji 1 września 1992 roku. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Niedawno wyszło na jaw, że tuż przed jego tajemniczym zniknięciem próbował zwerbować go UOP.
- Zniknął dziennikarz i nikogo to nie interesuje. 17 lat - mówi Jacek Tylewicz, obecnie sędzia, a przed laty prokurator, który jako pierwszy prowadził tę sprawę.
Największe afery
Zatem nikt już nie poniesie odpowiedzialności, ani karnej, ani dyscyplinarnej za cokolwiek. I dalej jest to tajne? Jacek Tylewicz, były prokurator prowadzący śledztwo
Przed zniknięciem Ziętara pisał m.in. o Art-B, spotykał się z Bogusławem Bagsikim i z Andrzejem Gąsiorowskim. - To był początek największych afer alkoholowych, paliwowych, które jeszcze wówczas nie były ujawniane i związanych z demobilem, które było opisywane dopiero na przełomie lat 2000/01 - opowiada jego redakcyjny kolega, Piotr Talaga.
Tajemniczy przeciek
Śledztwo wszczęte dopiero po roku od zniknięcia Ziętary nie przyniosło żadnych ustaleń. Umorzono jest w 1995 roku. Ponownie prowadzono je w latach 1998-99. Wówczas ustalono, że Ziętarę porwano na zlecenie i zamordowano. Udało się zebrać mocny materiał dowodowy (m.in. zeznania siedmiorga świadków), wskazano wykonawcę zlecenia. Miał nim być przestępca odsiadujący karę więzienia za inną zbrodnię. Jednak - jak ustalili niedawno dziennikarze - zanim podjęto właściwe działania śledcze, ktoś dopuścił się przecieku. Ślady mogące wyjaśnić zagadkę zniknięcia Ziętary zostały zatarte.
Tego wątku prokuratura nigdy nie zbadała.
Werbowany przez UOP
Ziętara pisząc swoje materiały miał dostęp do poufnych informacji. Niedawno wyszło na jaw, że przed zniknięciem był werbowany przez Urząd Ochrony Państwa. Służby przez lata ukrywał ten fakt. Dopiero media dotarły do tych informacji. Nie wykluczone, że obydwie sprawy mogą mieć ze sobą związek. - Jarek otrzymywał pewne informacje, jakieś tematy, które potem sam rozwijał. Prawdopodobnie nie był świadomy, że był wykorzystywany w pewnym sensie - mówi Talaga
Do tej pory nie wiadomo, co się stało z Ziętarą. Nie znaleziono jego ciała, nie ma osoby odpowiedzialnej za jego zniknięcie, więc sprawa ulegnie przedawnieniu. Ponadto część dokumentów ze śledztw pozostaje utajniona. Do tego stopnia, że nie wiadomo, jaka ich część jest niedostępna dla opinii publicznej. Nawet postanowienie o umorzeniu śledztwa mają klauzulę "tajne".
- Zatem nikt już nie poniesie odpowiedzialności, ani karnej, ani dyscyplinarnej za cokolwiek. I dalej jest to tajne? - oburza się Tylewicz.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24