Prokuratorzy ostro krytykują nowe przepisy, zgodnie z którymi sędzia ma się stać bezstronnym arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną. Podkreślają, że reforma nakłada na nich nowe obowiązki, a państwo działa "na ostatnią chwilę i w sposób chaotyczny". Zdaniem sędziów skutki zmian poznamy, gdy nowe sprawy trafią do wyższej instancji.
Wchodząca 1 lipca w życie wielka reforma Kodeksu postępowania karnego ma zmienić filozofię prowadzenia procesu karnego. Sędzia ma się stać w pełni bezstronnym arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną - co nosi nazwę kontradyktoryjności, w miejsce dotychczasowego modelu tzw. inkwizycyjności, gdy na sądzie ciąży inicjatywa dowodowa w postaci przesłuchiwania świadków i zbierania dowodów. Inicjatywa sądu zostanie ograniczona, a rozszerzona - stron.
Prokuratorzy krytykują
Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP opracował raport o stanie przygotowania państwa do rządowej reformy. Wynika z niego, że prokuratura nie jest dostosowana do zmian, a władza nie podejmuje działań dostosowujących system prawny do nowej procedury i zapewniających środki na jej sprawne funkcjonowanie.
"Jeśli podejmowane są już jakiekolwiek działania, to na ostatnią chwilę i w sposób chaotyczny" - podkreślają prokuratorzy.
Dodają, że "pełną odpowiedzialność za spodziewane niepowodzenie reformy ponoszą autorzy reformy - Komisja Kodyfikacyjna oraz politycy, którzy bezrefleksyjnie przyjęli jej propozycje, wprowadzając w toku procesu karnego dalsze, niekorzystne modyfikacje."
Więcej obowiązków
Prokurator Daniel Lerman z łódzkiej prokuratury apelacyjnej uważa, że zmiany oznaczają znaczne zwiększenie aktywności i energii prokuratora w postępowaniu sądowym. Dodał, że nie jest tak, że w obecnym modelu przepisy nie wymagały od niego aktywności, ale dotyczyło to głównie niektórych sytuacji na rozprawie. - Ciężar dowodu i tak spoczywał na prokuratorze, ale sąd musiał mieć znajomość sprawy, przez co prokurator był zwolniony np. z dokładnego przygotowania zeznań czy wyjaśnień poszczególnych osób - podkreślił.Zwrócił uwagę, że dotychczas sąd znał cały materiał i np. sam odczytywał świadkowi zeznania, gdy w sądzie nie pamiętał on szczegółów lub zeznawał odmiennie niż w śledztwie. Teraz prokurator musi to szczegółowo przygotowywać, co - według Lermana - wiąże się z pewnymi perturbacjami organizacyjno-technicznymi, gdyż ciężar przeprowadzenia takiego dowodu będzie spoczywał właśnie na nim. Chcąc odczytać w sądzie zeznania np. ważnego świadka, prokurator będzie musiał występować o zgodę na to do sądu. Sąd będzie musiał najpierw przeanalizować ten fragment - tak jak i obrońca lub oskarżony, którzy mogą przecież być przeciwni odczytaniu, a sąd musi to rozstrzygnąć i uzasadnić. - Wszystko to może znacząco wydłużyć taką czynność - powiedział Lerman.Podkreślił, że zasada ta będzie działać także i w drugą stronę: ciężar przeprowadzenia dowodu przedstawionego przez obronę będzie spoczywał na niej. - Wszystko w teatrze procesu polega na prezentowaniu tez i postaw, czyli tego, co da się uzasadnić - powiedział prokurator.
"Nie ma co demonizować"
Przypomniał, że w wyjątkowych sytuacjach sąd będzie mógł sam przeprowadzać dowody z urzędu. Pytany, czy taki wyjątek nie stanie się regułą, odpowiedział, że "zależy to od praktyki orzeczniczej". Zwrócił uwagę, że każdorazowa taka decyzja sądu może być odbierana jako krytyka rzemiosła prokuratora lub obrony. - Każde takie wkroczenie sądu wskazywałoby, że nie wypełniają oni swej roli, bo tylko wtedy sąd może ingerować - ocenił. Dodał, że nie będzie zażalenia na prowadzenie dowodów z urzędu przez sąd, ale może to być np. podstawą wniosku którejś ze stron o wyłączenie sędziego od sprawy jako nieobiektywnego.Lerman uchylił się przed całościową oceną reformy. - Nie ma co demonizować, ale też należy patrzeć krytycznie na pewne rzeczy; w kilku przypadkach można mieć pytania o cel kilku uregulowań. Praktyka pokaże, jak to będzie wyglądało - oświadczył.
Zbyt szeroka furtka?
Znany warszawski obrońca mec. Radosław Baszuk podkreśla, że zmiana będzie wymagała przekroczenia nawyków nie tylko od sędziów i prokuratorów, ale także i adwokatów. - Przy założeniu, że sądy wycofają się z przeprowadzania dowodów z urzędu, tradycyjna rola obrony, sprowadzająca się dziś de facto do obstrukcji tez aktu oskarżenia i kwestionowania dowodów obciążających podsądnego, zmieni się w rolę dostarczyciela dowodów dla niego korzystnych - oświadczył Baszuk.Uważa on jednak, że reforma pozostawiła sądom zbyt "szeroką furtkę" co do przeprowadzania dowodów z urzędu. Jego zdaniem można sobie wyobrazić, że sądy będą uznawać, iż nowelizacja pozwala im na "szeroką inicjatywę dowodową". Z drugiej strony Baszuk przyznaje, że taka ingerencja sądu mogłaby być potrzebna np. w "możliwej do wyobrażenia sytuacji, gdy sędzia jako bezstronny obserwator załamuje ręce, widząc, że prokurator jest nieprzygotowany, obrońca - bierny, i za chwilę zapadnie wyrok niezgodny z poczuciem sprawiedliwości". Zdaniem Baszuka dopuszczanie dowodów przez sąd z urzędu powinno następować tylko na korzyść oskarżonego, bo tu wszak "obywatel ma do czynienia z całą siłą państwa".- Tak czy inaczej, w perspektywie kilku lat wykształci się tu zapewne jakaś praktyka sądów, a kwestia obrośnie orzecznictwem i będzie to mniej lub bardziej przewidywalne - mówi Baszuk. Zwrócił uwagę, że nowelizacja nie pozwala, by w apelacji od wyroku sądu I instancji kwestionować jego decyzję o przeprowadzeniu dowodu z urzędu, przez co proces z założeniu kontradyktoryjny przekształca się w proces inkwizycyjny. - To szalenie niebezpieczne rozwiązanie - ocenił Baszuk.Według niego oznacza to, że "sędziowie przekonani do kontradyktoryjności będą sądzić kontradyktoryjnie, a kochający proces inkwizycyjny - inkwizycyjnie".
Stanowisko sędziów
Sędziowie zaś zwracają uwagę, że o skutkach reformy będzie można mówić za jakiś czas, bo po 1 lipca procesy w toku będą się toczyć na zasadach dotychczasowych, a zmiana obejmie dopiero akty oskarżenia skierowane do sądu po tej dacie.
Sędzia Marek Celej z Sądu Okręgowego w Warszawie, zauważył, że po reformie to przede wszystkim od stron będzie zależała jakość postępowania dowodowego, które w wyższej instancji będzie oceniał sąd odwoławczy. - Ważną kwestią jest, jak strony procesu będą się zachowywać pod rządami nowej procedury. Sąd nie może przecież prowadzić do niesprawiedliwości, więc nie wyobrażam sobie, żeby sędzia akceptował chodzenie na skróty przez oskarżycieli lub obrońców. Gdy żaden z nich - świadomie lub przez przeoczenie - nie wnosi o przeprowadzenie jakiegoś dowodu, to sąd powinien sam go zarządzić. Nikt nie zwolnił sądu z obowiązku dążenia do prawdy materialnej - powiedział.Zaznaczył, że szanse stron muszą być równe. - Ale żeby cokolwiek powiedzieć, procesy w nowej procedurze muszą ruszyć - a to będzie za parę miesięcy, potem musimy też przejść szczebel apelacji. Zobaczymy, w czym pomogą zmiany w przepisach o postępowaniu apelacyjnym (ma być mniej uchyleń, a więcej zmian wyroków i szersza możliwość badania dowodów przez SA - red.). Dopiero wtedy się okaże, czy faktycznie procesy będą szybsze. Dziś na tak postawione pytanie odpowiadam: nie wiem - powiedział Celej.
"Duża szansa, że wylądujemy w błocie"
Szef Stowarzyszenia Sędziów Iustitia Maciej Strączyński powiedział PAP, że minusem tej reformy nie jest jej zbyt duży, lecz za mały zakres. - I teraz mamy trzymetrowy skok przez pięciometrową kałużę, czyli jest duża szansa, że wylądujemy w błocie - powiedział dodając, że wszystko okaże się w praktyce - szczególnie praktyce sądów odwoławczych.W kontradyktoryjnej procedurze karnej, gdzie prokurator ma dowodzić winy, obrońca obalać te dowody, a sąd decydować, kto wygrał tę batalię, pozostawiono zapis pozwalający sądowi w wyjątkowych wypadkach wyjść z roli arbitra i zarządzać przeprowadzenie dowodów z urzędu. Zapisano też, że strony nie mogą w apelacji czynić sądowi zarzutu z tego, że przeprowadził jakiś dowód z urzędu.
- Ale nie zapisano - a powinno było się zapisać - że sąd wyższej instancji nie może uchylić wyroku, dlatego że sąd niższej instancji zrobił coś z urzędu. W ogóle pozostawiono zbyt duże możliwości uchylania orzeczeń przez instancję odwoławczą i to jest jeden z niedostatków tej reformy - powiedział sędzia Strączyński. W jego opinii, przynajmniej z początku sędziowie prowadzący procesy "po nowemu" będą chętnie korzystać z pozostawionej im furtki - właśnie z obawy, że druga instancja zarzuci im pasywność.
"Miny i pułapki"
Od 1 lipca także na policję spadnie większa odpowiedzialność m.in. w zakresie postępowań przygotowawczych. Będzie ona bardziej koncentrować się na zbieraniu dowodów dla prokuratora, by mógł on przygotować akt oskarżenia.
Komendant główny policji nadinsp. Krzysztof Gajewski pytany przez PAP czy policja jest przygotowana na zmiany, odpowiedział: - Nie mogę powiedzieć, że na pewno w 100 proc., bo nie wiemy, na jakie miny i pułapki natrafimy. - Te zmiany, które nas czekają, to na pewno poważne wyzwanie dla całego wymiaru sprawiedliwości, nie tylko dla policji. Dlatego zaczęliśmy się do tego przygotowywać wcześniej, bo policja jest organem, który prowadzi całą masę postępowań przygotowawczych. W roku 2014 r. prowadziliśmy ich blisko milion - dodał Gajewski. Zgodnie z jedną ze zmian policjanci będą zobowiązani niezwłocznie informować zatrzymanych nie tylko o ich prawach, ale też umożliwiać kontakt z adwokatem. Nadinsp. Gajewski podkreśla, że dopiero praktyka pokaże czy to słuszna koncepcja. - Myślę, że wiele z tych kwestii zostanie rozstrzygniętych, gdy przepisy będą już obowiązywały i będziemy znać praktykę sądów. Przykładowo: pojawiają się opinie, że już osoba, która bierze udział w zdarzeniu drogowym, jeszcze bez statusu podejrzanego, ma mieć prawo do pomocy prawnej. Czy oznacza to, że policjant ma zająć się szukaniem adwokata czy obsługą tego zdarzenia? - zastanawia się nadinsp. Gajewski.
Szef policji zapowiedział, że będzie monitorował koszty reformy. - Nie przewidziano dla nas wzrostu budżetu w związku ze zmianami postępowania karnego, ale zagwarantowana jest rezerwa budżetowa. Aby jednak z niej skorzystać, muszę wiedzieć, czy koszty postępowań wzrosły, czy nie, i o ile. Chodzi o to, by nie doszło do sytuacji, że nie mamy środków na biegłych i musimy korzystać z tych, którzy są przykładowo tańsi, ale wydają daną opinię dłużej - wyjaśnił.
Pojedynek na dowody
Autor: db/ja / Źródło: PAP