Jak donosi "Polska The Times", jedna z maturzystek z Katowic przeżyła sporo nerwów. Sprawdzający jej pracę popełnił błąd, który skutkował oblaniem egzaminu. Po interwencji kobiety wyniki jej egzaminu zostały zmienione. Egzaminatorowi jednak, jak się okazuje, za błąd nic nie grozi.
W szkole dziewczynę poinformowano, że od zdanej matury dzielił ją zaledwie jeden procent. Maturzystka jednak podejrzewała pomyłkę, bo z pozostałych egzaminów uzyskała wysokie noty.
Okręgowa Komisja Egzaminacyjna poprawiła swój błąd, a jednocześnie o zmianie wyniku szybko powiadomiła Krajowy Rejestr Matur. Dzięki temu maturzystka dostała się na studia.
Zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego świadectwo nie jest dokumentem administracyjnym i nie można go unieważnić Maciej Osuch, rzecznik praw ucznia
Władza absolutna
Postanowiła wyciągnąć konsekwencje wobec egzaminatora. Ministerstwo Edukacji Narodowej jej w tym jednak nie pomoże, ponieważ sprawy związane z ocenianiem matur nie leżą w jego gestii. Podobnie jest w szkołach. Uczniowskie zastrzeżenia do wyników matur nie są też sprawą liceum czy technikum, w którym pisali egzamin. Bowiem po egzaminie dojrzałości są już... absolwentami. Maturzystka napisała więc skargę do Śląskiej Społecznej Rady Oświatowej. Egzaminatorowi jednak nic nie grozi, bo prawo oświatowe nie przewiduje odpowiedzialności za taką pomyłkę.
- Zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego świadectwo nie jest dokumentem administracyjnym i nie można go unieważnić. W przeciwnym wypadku dziewczyna mogłaby wejść na drogę postępowania administracyjnego i być może, w konsekwencji domagać się przed sądem ukarania egzaminatora. Władza komisji egzaminacyjnych jest absolutna - mówi społeczny rzecznik praw ucznia Maciej Osuch dziennikowi "Polska The Times".
Źródło: "Polska The Times"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24