W ciągu nocy udało się obniżyć poziom wody w zbiorniku w Wilkowicach o około 50 cm - poinformowała w piątek miejscowa straż pożarna. W obawie przed pęknięciem zapory, tamtejszy wójt Janusz Zemanek zarządził w czwartek ewakuację około 80 mieszkańców z domów położonych poniżej zapory. Część z nich postanowiła przeczekać zagrożenie u rodzin. Są jednak i tacy, którzy pozostali w domach.
Służby starają się, by zapora zbiornika Wilkówka nie została przerwana. W piątek rano reporter TVN24 obserwujący sytuację na miejscu poinformował, że w Wilkowicach przez całą noc pracowały trzy pompy strażackie wysokowydajne, aby obniżyć poziom wody.
"Przez ostatnią noc lustro wody obniżyło się o 50 cm"
Strażakom udało się to zrobić. Do piątkowego poranka lustro wody opadło o pół metra względem czwartkowego wieczoru.
- Przez ostatnią noc lustro wody obniżyło się o 50 cm. Prowadzimy dalsze działania, ciągle pompujemy wodę do poziomu wymaganego przez zarządcę tego obiektu hydrotechnicznego - powiedział rano zastępca komendanta miejskiego PSP w Bielsku Białej st. bryg. Grzegorz Piestrak.
Podkreślił, że zarządca obiektu chce obniżyć poziom wody o kilka metrów. W piątek wynosił on około sześciu metrów. - Przy zmniejszającym się napływie i braku opadów - bo to jest kluczowy element - myślę, że w przeciągu doby będziemy w stanie to lustro wody skutecznie obniżyć do poziomu wymaganego przez zarządcę - powiedział Piestrak.
Z informacji st. kpt. Patrycji Pokrzywy z Komendy Miejskiej PSP w Bielsku-Białej wynika, że sytuacja uspokoiła się po północy. Pokrzywa dodała, że ostatniej nocy strażacy prowadzili pojedyncze pompowania. Od środy brali udział w około 500 interwencjach.
- W Wilkowicach na miejscu prowadzą działania trzy agregaty pompowe, jeden z Bielska, jeden z Katowic i jeden z Jastrzębia Zdroju. Sytuacja jest w miarę opanowana - podała Pokrzywa.
Jak poinformował rzecznik komendanta głównego PSP st. bryg. Paweł Frątczak, w piątek po zakończeniu posiedzenia sztabu kryzysowego w Krakowie komendant główny PSP gen. brygadier Leszek Suski pojedzie na Śląsk, by wizytować miejsca zagrożone zalaniem. Ma przyjechać m.in. do Wilkowic.
Czwartkowa ewakuacja
Decyzja o ewakuacji zapadła w czwartek po intensywnych opadach deszczu. Woda spływająca z gór szybko zapełniła niewielki zbiornik. - Zaobserwowaliśmy w czwartek bardzo szybki, niekontrolowany przybór wody w zbiorniku. Niestety, on nie jest jeszcze oddany do użytkowania - powiedział wójt Wilkowic Janusz Zemanek.
W czwartek lustro wody w ciągu zaledwie kilku godzin podniosło się o ponad dwa metry. - W tym momencie zbiornik już bardziej nie może się napełnić. Woda przelewa się już przez szyb wieżowy – mówił tego dnia po południu samorządowiec.
- Pojawiły się już dość duże namoczenia w koronie zapory. Niestety pojawiły się też odcieki, które niosą ze sobą ładunek, z jakiego zbudowano koronę. Może to oznaczać, iż możliwa jest katastrofa budowlana. Nie jestem ekspertem, jednak Wody Polskie stwierdziły, ze zagrożenie jest realne – uzasadniał decyzję o ewakuacji wójt Zemanek.
Ewakuacja mieszkańców
W gminie zebrał się sztab kryzysowy, który podjął decyzję o natychmiastowej ewakuacji mieszkańców. "Mieszkańców wskazanych gospodarstw domowych prosimy o zabezpieczenie najcenniejszych rzeczy oraz niezwłoczną ewakuację ze swoich domostw. Zagrożenie uznać można za bardzo poważnie" - głosiło wydane ostrzeżenie.
- Wprawdzie zagrożenie jest bardzo trudne do określenia, ale ono realnie istnieje i musimy myśleć o mieszkańcach – podkreślił samorządowiec.
Tylko jeden mężczyzna zdecydował się na pomoc gminy
Policjanci i funkcjonariusze Straży Gminnej odwiedzili mieszkańców zagrożonych domów, informując o zagrożeniu. Samorząd zaoferował im tymczasowe schronienie. W czwartek wieczorem tylko jeden mężczyzna zdecydował się skorzystać z propozycji gminy. - Przyszli policjanci i strażnicy, którzy mieli listę osób objętych akcją. Koryto rzeki jest blisko mojego domu. Górski potok ma to do siebie, że fala uderzeniowa jest wielka. Niczego nie da się obronić. Człowiek musi się troszczyć o życie. Zdecydowałem się, bo to jednak strach – mówił pan Jan.
Część mieszkańców spędziła noc u rodzin. Są jednak i tacy, którzy postanowili zostać. - Przecież gminą rządzą światli ludzie. Od lat wiadomo, że ta zapora to bubel. Co zrobiono, żeby to zmienić? Nic. Bubel nadal jest. Nigdzie nie idę – powiedział pan Stanisław.
- Gdyby ta woda poszła, to trafi po drodze na mój dom. W tej chwili jeszcze się nie ewakuowaliśmy. Sytuacja jest dość groźna, bo napływa do nas też woda z lasu. Strażacy już u nas pompowali – powiedziała młoda mieszkanka Wilkowic.
Kilka osób zostało w domach
Zdaniem wójta nikogo nie można zmusić do ewakuacji. - Większość opuściła domy. Jedna osoba, przykuta do łóżka, została przewieziona do zakładu opieki. Siedem osób postanowiło pozostać w swoich domach. Deklarują, że opuszczą je, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mamy ich numery telefonów. Jeśli sytuacja się pogorszy, będziemy informowali sms-em, by jak najszybciej opuścili domy – powiedział wójt Wilkowic.
Samorządowiec dodał, że gdyby doszło do poważnej sytuacji, zabrzmią syreny, a także dzwony kościelne. - Dziś nie każdy reaguje na syreny, bo ciągle je słychać – powiedział Zemanek.
Brudziński: proszę, aby służby na tę gminę zwróciły uwagę
Do sytuacji w gminie odniósł się również w czwartek minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński, który uczestniczył w odprawie śląskiej straży pożarnej i policji w Bielsku-Białej w związku z sytuacją pogodową na południu regionu.
- Moje jasne zalecenie do komendanta wojewódzkiego PSP, pozostałych służb, aby w pełnej współpracy z wójtem i starostą służyli pomocą przy ewakuacji, jeśli będzie taka konieczność - powiedział Brudziński.
- Wydaje się, że nie ma bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia oraz mienia mieszkańców, ale wedle zasady "strzeżonego Pan Bóg strzeże" proszę, aby służby na tę gminę zwróciły uwagę - dodał.
Z kolei prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski powiedział, że w ostatnich godzinach w mieście spadło tyle deszczu, ile normalnie w dwa tygodnie.
Autor: kb,mjz/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24