Zastępczyni RPO komentowała w sobotę w TVN24 zatrzymanie Obywateli RP podczas marszu narodowców w Warszawie. Jak mówiła Hanna Machińska, grupa "stała na trawniku, nie na trasie marszu", a manifestujący w żaden sposób nie przeszkadzali w pochodzie. - Osoby te miały transparent z napisem "Nacjonalizm to nie patriotyzm" - stwierdziła Machińska. Jej zdaniem był to "cichy protest". - Pierwsza moja reakcja to było zapewnienie im możliwości skorzystania z toalety - opowiedziała.
W piątek podczas marszu narodowców w Warszawie doszło do zatrzymania przez policję grupy osób z organizacji Obywatele RP, trzymających transparent z napisem "Nacjonalizm to nie patriotyzm". Osoby te, zatrzymane w pobliżu jednego z hoteli, były przetrzymywane przez kilka godzin bez podania podstawy prawnej. Według relacji uczestników manifestacji, funkcjonariusze odmawiali im nawet udania się do toalety.
O sprawę zapytana została w sobotę w TVN24 zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich Hanna Machińska, która była obecna na miejscu zdarzenia. - Zostałam poproszona o interwencję po godzinie 19. Udałam się na ulicę Smolną - opowiadała. - Zobaczyłam bardzo dużą grupę policjantów, około 70 funkcjonariuszy, i grupę 16-osobową (zatrzymanych - red.), która stała spokojnie - relacjonowała. - Naszym zadaniem jest deeskalacja takiego konfliktu i taka była moja rola - podkreśliła.
Machińska: to był cichy protest, nie przeszkadzano w marszu
Zastępczyni RPO powiedziała, że grupa Obywateli RP "stała na trawniku, nie na trasie" i w żaden sposób nie przeszkadzała uczestnikom marszu. - To było zdarzenie, które polegało na tym, że osoby te miały transparent z napisem "Nacjonalizm to nie patriotyzm". W pewnym momencie weszła grupa policyjna i tutaj mamy rozbieżne informacje. Policja mówi, że żądała opuszczenia tego skweru, który był miejscem absolutnie neutralnym, nikogo nikt nie blokował w marszu - relacjonowała Machińska.
W jej ocenie "to był cichy protest". - Domyślam się że przeciwko hasłom, które pojawiały się na marszu. Ta treść baneru - myślę, że wszyscy mogą się pod tym podpisać - stwierdziła.
Jak mówiła, zatrzymani powiedzieli jej, że są zmarznięci, że nie mogą skorzystać z toalety. - To były osoby starsze, to były osoby o kulach. Pierwsza moja reakcja to było zapewnienie im możliwości skorzystania z toalety - podkreśliła. - Dowiedziałam się od policjantów, że w hotelu toalety są zepsute, co wydało mi się niewyobrażalne. Udałam się do pobliskiego baru i bardzo dziękuję właścicielce za umożliwienie skorzystania - powiedziała Machińska. Jak dodała, "tam też doszło do niezrozumiałej sytuacji". Policjantka - opowiadała - chciała wejść z każdym z osobna "do maleńkiej toalety mieszczącej jedną osobę", bo, jak twierdziła, istniało podejrzenie, że mogą próbować uciekać.
Zastępczyni RPO o "pomieszaniu ról"
- Usiłowaliśmy doprowadzić do tego, by te osoby mogły udać się już do domu. Osoby te powiedziały, że odmawiają legitymowania, dlatego że nie przekazano im podstawy prawnej, na jakiej to legitymowanie ma się odbyć - wyjaśniła zastępczyni RPO.
- Byłam świadkiem sytuacji, w której policjant powiedział, wskazując na mnie: "przecież pani powiedzieliśmy, jaka jest podstawa prawna, to niech pani to im powie" - relacjonowała Machińska. Jej zdaniem to "pomieszanie ról". - Żadna procedura o tym nie mówi, to nie jest moja rola - podkreśliła.
Zaznaczyła przy tym, że policja w stosunku do niej, "poza małym incydentem, zachowywała się obsolutnie w porządku". - Natomiast ja tłumaczyłam policji, jakie są jej obowiązki, byłam w trochę niekomfortowej sytuacji. Powiedziałam, że po pierwsze funkcjonariusz musi się przedstawić, podać przyczynę zatrzymania i podstawę prawną. Tutaj doszło do pierwszej takiej sytuacji, że funkcjonariuszka powiedziała: nie przedstawię się. Tu doszło do zgrzytu - relacjonowała Machińska.
Podkreśliła, że policja miała do czynienia z osobami, które zachowywały się spokojnie, nie używały żadnych inwektyw wobec funkcjonariuszy, nie doszło także do naruszenia nietykalności policjantów, co potwierdziła sama policja.
- Ja miałam poczucie chaosu, były różne osoby, różne jednostki policyjne, był brak koordynacji, ogromna liczba policjantów wobec stojących spokojnie obywateli. To czyni wrażenie opresyjności. Nie było żadnego powodu, żeby w ogóle doszło do tej akcji - oceniła zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.
Policja: odmawiali podania danych
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak w rozmowie z tvnwarszawa.pl. przekonywał, że chodziło o "sytuację, w której osoby są w strefie działania policjantów".
- Zostały ewakuowane stamtąd przez policjantów, bowiem tam podstawą legitymowania był fakt, że utrudniały one czynności policjantów, czyli artykuł 65a Kodeksu wykroczeń. Teraz cały czas są prowadzone z nimi czynności, bo odmawiały podania danych. To są podstawy do zatrzymania - mówił Marczak.
Kto umyślnie, nie stosując się do wydawanych przez funkcjonariusza Policji lub Straży Granicznej, na podstawie prawa, poleceń określonego zachowania się, uniemożliwia lub istotnie utrudnia wykonanie czynności służbowych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Policjant dodał, że gdyby osoby te podały swoje dane, zostałyby wypuszczone.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24