W ciągu trzech lat starachowiccy radni "skazali" na śmierć 388 psów i kotów, w tym ciężarne suki. Powód? Zwierzęta błąkały się bez właściciela, a w pobliżu nie ma schroniska. Teoretycznie nikt, oprócz radnych, nie wiedział o tym precederze. Sprawą zajęła się prokuratura.
Wszystko zaczęło się od pomysłu radnych, by w lokalnym prawie zapisać, że "psy biegające samopas, lub pozostawione bez dozoru w miejscach publicznych, traktowane będą jako zwierzęta bezdomne, nadmiernie agresywne". Z kolei uchwała przyjęta wcześniej dopuszcza eutanazję takich psów i kotów bez odwożenia ich do schroniska.
Bo nie było schroniska
Urzędnicy tłumaczą, że nie było innego wyjścia, bo w Starachowicach nie było schroniska dla zwierząt, a schroniska w innych miastach odmówiły pomocy. - Odpowiedziało tylko jedno schronisko i chciało przyjąć tylko 10 psów rocznie - powiedział Robert Pióro, rzecznik prasowy urzędu miasta.
Bo były agresywne
Według ustaleń Najwyższej Izby Kontroli na 396 psów i kotów złapanych w ostatnich trzech latach na ulicach Starchowic, od razu zabito co najmniej 388, w tym też ciężarne suki. - Psy bez opieki uznawano za nadmiernie agresywne, koty za stwarzające zagrożenie sanitarne i dlatego wszystkie je uśmiercano - tłumaczy Paweł Biedziak, rzecznik NIK.
NIK złożył w tej sprawie już doniesienie do prokuratury. To samo zamierza zrobić Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - Tam powinny być zarzuty, ponieważ zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt niedopuszczalne jest to, co ustalili radni - oświadczył Łukasz Balcer z TOZ.
Prokuratura potwierdza, że już zajęła się sprawą. - W tej sprawie zostało już wszczęte postępowanie przygotowawcze. Zlecono policji przeprowadzenie wstępnych czynności - poinformował Krzysztof Grudniewski, prokurator rejonowy w Starachowicach.
Nikt nic nie wiedział
Mieszkańcy Starachowic dopiero teraz dowiedzieli się co stało się z psami, które zaginęły w sąsiedztwie. Są wstrząśnięci. O dziwo wstrząśnięty jest też Powiatowy Lekarz Weterynarii. - Nie wydaje się logiczne żeby akurat 388 zwierząt było agresywnych, bądź chorych - zastanawia się Zbigniew Polak. Weterynarz będzie musiał swoją niewiedzę jakoś wytłumaczyć prokuraturze.
Trwa wyjaśnianie także w urzędzie wojewody świętokrzyskiego. Jak to możliwe, że urząd zobowiązany do nadzoru nad przepisami uchwalanymi przez samorządy "przepuścił" uchwałę zezwalającą na mordowanie zwierząt?
"Dałem im bezbolesne zejście"
Lekarz weterynarii, który bezpośrednio skazywał psy na śmierć, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Ja im dałem tylko bezbolesne zejście. Bo to pałętało się, wałęsało się, było głodne, często chore, to przecież nie miało właściciela - powiedział mężczyzna, który nie miał dość odwagi, by wypowiedzieć się przed kamerą.
Źródło: Fakty TVN