Z kont klientów niewielkiej placówki banku spółdzielczego w małej wiosce na Podkarpaciu wyparował ponad milion złotych. Pieniądze wyprowadziła najpewniej kasjerka, która popełniła jednak samobójstwo. Pieniędzy nie ma i nie wiadomo co się właściwie z nimi stało. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jak mówi kom. Paweł Miedlar, rzecznik podkarpackiej policji, ta sprawa zaczyna się od śmierci byłej pracownicy banku spółdzielczego w Husowie. Kobieta powiesiła się dwa dni po przejściu na emeryturę. Wcześniej dostała telefon z centrali swojego banku z pytaniem, gdzie są pieniądze szeregu klientów jej oddziału.
Urwany trop
Okazało się bowiem, że brakuje na nich ponad milion złotych. Poszkodowanych jest 70 osób. Niektórym nie zostało na kontach praktycznie nic. Nie ma przy tym praktycznie żadnych śladów po tym, w jakich okolicznościach pieniądze zniknęły. Kasjerka nie prowadziła obowiązkowej rejestracji wymaganej procedurami.
Według policji, kobieta prawdopodobnie nie kradła dla siebie. - Przekazywała pieniądze znajomemu, a on przeznaczał je na leczenie bliskiej mu osoby - mówi Miedlar. Według mieszkańców wsi chodzi o byłego przełożonego kasjerki i jego ciężko chorą żonę. Obydwoje już nie żyją. Trop więc się urywa. Nie wiadomo, gdzie podziały się pieniądze.
Centrala banku spółdzielczego chce pomoc. Uwzględniła pretensje ponad 20 osób w tym trzynastu zwróciła wszystkie pieniądze. Brak pieniędzy zgłasza jednak 70 osób. Problem w tym, że brakuje dowodów na to, że zniknęły one za sprawą nieuczciwej kasjerki. Sprawą zajęła się więc prokuratura a bank na wszelki wypadek stworzył fundusz na odszkodowania.
Autor: mk//gak / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24