Premier Beata Szydło wciąż przebywa w szpitalu po piątkowym wypadku. Nie milkną pytania, czy w czasie przejazdu szefowej rządu zachowane zostały należyte procedury bezpieczeństwa. Dla magazynu "Polska i Świat" jazdę rządowej kolumny przeanalizował Jarosław Czechowski z Akademii Bezpiecznego Kierowcy, były szkoleniowiec kierowców BOR.
W piątek wieczorem w Oświęcimiu doszło do wypadku z udziałem kolumny rządowej przewożącej premier Beatę Szydło. Kolumna trzech samochodów – w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku - wyprzedzała fiata seicento. 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem, w którym była szefowa rządu.
Na prośbę reportera magazynu "Polska i świat" nagranie przeanalizował Jarosław Czechowski z Akademii Bezpiecznego Kierowcy, który sam również trenował kierowców BOR.
- (Pierwszy) pojazd zdecydowanie oddalił się od samochodu ochranianego - ocenia. - Natomiast drugi samochód trzyma się go dość blisko, czyli jest w prawidłowym odstępie. Myślę, że wynika to z kształtu drogi, tego, co się tam wydarzyło. Niestety, ten (pierwszy) samochód nie powinien tak daleko odjechać - podkreśla.
Jak wyjaśnia ekspert to, ile powinien wynieść prawidłowy odstęp zależy od sytuacji i miejsca. - Te odległości są cały czas zmienne i są sterowane głównie przez szefa ochrony, czyli osobę odpowiedzialną za przejazd - tłumaczy.
- Na autostradzie te odstępy mogą być troszeczkę większe, w mieście zachowujemy dużo mniejsze. Czasami jest to jazda praktycznie zderzak w zderzak, bardzo blisko siebie - dodaje.
Zdaniem Czechowskiego kierowca limuzyny przewożącej premier Szydło nie powinien uciekać przed fiatem seicento w lewą stronę.
- Nie miał czytelnej pozycji, nie widział doskonale tego przejazdu, powinien pojechać do przodu - ocenia. - Nawet w przypadku tak lekkiego pojazdu jak seicento nie powinno się nic wielkiego wydarzyć. Tu nie było bezpośredniego kontaktu, samochód byłby delikatnie odepchnięty na bok - mówi.
Według dr. Tomasza Białka, byłego dyrektora w Biurze Ochrony Rządu seicento "nie byłby w stanie przesunąć samochodu głównego".
- Tym bardziej, że samochód główny się poruszał, a ten malutki seicento stał i ruszał z miejsca. Gdyby taka była sytuacja i kierowca podjął decyzję, by jechać dalej, wówczas doszłoby oczywiście do kolizji, ale nie sądzę, by skończyło się to zderzeniem z drzewem - ocenia.
"Mógł dokonać manewru obronnego"
Oglądając miejsce zdarzenia, Czechowski zauważa, że samochód z premier Szydło uderzył w drzewo centralną częścią. - Nie wiem, dlaczego kierowca ochrony nie wykorzystał szerokiego pasa ruchu, żeby przejechać na wprost. Ewentualnie całego chodnika i pasa zieleni - mówi.
- Lewe koło już wpadło na krawężnik, przeleciało, po śladach widać, że koło jest ustawione na wprost, czyli kierowca nie wykonał manewru obronnego, żeby się utrzymać na asfalcie ani ominąć tego drzewa. Mógł dokonać manewru obronnego, dokręcić minimalnie koła w lewo i wyjechać na pobocze. Byłaby to najbezpieczniejsza sytuacja, z której nie byłoby żadnych konsekwencji - ocenia.
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24