- Poczekajmy na konkretne wyliczenie. Wszyscy się zdziwimy, jak dużo to będzie kosztować. Prowadzenie takiej polityki, to jest właśnie scenariusz grecki - powiedział w "Faktach po Faktach" szef MSZ Grzegorz Schetyna. Odniósł się w ten sposób do obietnic wyborczych kandydatki PiS na premiera Beaty Szydło.
Jak powiedział w "Faktach po Faktach" Grzegorz Schetyna, proponowane przez PiS postulaty mają "kierunek grecki". - Są wielkie liczby z możliwościami ich wydawania. Natomiast przychody są oprawione znakami zapytania. Z drugiej strony, nie do końca wyliczamy skutki tych obietnic - stwierdził szef MSZ.
Beata Szydło w sobotę wymieniła swoje priorytetowe projekty, w tym m.in. program rodzinny 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł oraz obniżenie wieku emerytalnego. Mają one - jak mówiła - kosztować 39 miliardów zł. Szydło dowodziła, że przy dodatkowych wpływach z VAT, uszczelnieniu systemu podatkowego, opodatkowaniu hipermarketów oraz banków, co także zakłada program PiS, można uzyskać 73 miliardy zł.
Jak powiedział Grzegorz Schetyna, jeżeli chodzi o podwyższenie kwoty wolnej od podatku albo program rodzinny, nie zostały przedstawione konkrety. - Jeżeli to wszystko policzyć, to mogą się licytować z obietnicami prezydenta elekta Andrzeja Dudy. Tam było ponad 300 mld zł, tutaj może być podobna liczba - dodał.
- Poczekajmy na konkretne wyliczenie. Wszyscy się zdziwimy, jak dużo to będzie kosztować. Tych pieniędzy nie ma i nie będzie - uznał Schetyna.
Dodał, że "jeżeli ktoś powie, że je znajdzie, to musimy pokazać mu palcem to, co dzieje się przed parlamentem w Atenach". Jak ocenił, prowadzenie takiej polityki to jest właśnie scenariusz grecki.
Taśmy wypuszczane aż do wyborów?
Schetyna odniósł się do opublikowanych przez tygodnik "Do Rzeczy" fragmentów kolejnej rzekomej rozmowy nagranej w restauracji Sowa&Przyjaciele, prowadzonej przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza. "Najważniejszy wątek" - zdaniem tygodnika - dotyczy "korupcji na szczytach władzy". W tym kontekście pada m.in. nazwisko Tomasza Siemoniaka.
Szef MSZ zaznaczył, że pracuje z ministrem Siemoniakiem od 20 lat. - Jest kryształowo uczciwy. Mówienie i zarzucanie mu takiej restauracyjnej rozmowie jest nierzetelne i nieprzyzwoite - przekonywał.
Dodał, że trzeba jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę, żeby jej nie zostawiać, szczególnie w kampanii wyborczej. - Tych taśm jest jeszcze troszkę i będziemy świadkami wypuszczania takich informacji i takich rzeczy - mogę obiecać - tydzień w tydzień do momentu wyborów - stwierdził.
- Musimy się uodpornić na takie kwestie. Mieć ten pancerz, który będzie pokazywał absurd tej sytuacji - dodał.
Przyznał, że oczekiwanie dymisji Siemoniaka byłoby absurdalne. - Aż się boję, bo możemy zrujnować nie tylko cały rząd, kancelarię prezydenta, ale też opozycję. Można zlikwidować całą klasę polityczną - zaznaczył Schetyna.
Jak powiedział, gdyby taśmy rządziły polską polityką aż do kampanii wyborczej, byłoby to tragiczne. - Jeżeli nie wyczyści się, nie wypali całego tego projektu taśm w tej restauracji to znaczy, że jesteśmy zakładnikami i nie jesteśmy podmiotowi w polityce i decyzjach. Jeżeli jeszcze będą miały wpływ na wyniki wyborów, to znaczy, że wszystko postawiliśmy na głowie - dodał.
Jak powiedział, chciałby dowiedzieć się, "kim są źli ludzie, którzy tymi taśmami żonglują".
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24