W szpitalu klinicznym w Lublinie opiekę medyczną otrzymują ranni w Ukrainie polscy wolontariusze. Po ataku w okolicach Bachmutu Grażynie trzeba było amputować goleń. - Prawdopodobnie nie miałam prawa tego przeżyć - podkreśliła. Kamil został ranny odłamkiem pocisku. - Jestem szczęśliwy, że żyję, że Grażyna żyje, że wyszliśmy z tego cało - przyznał. Z obojgiem rozmawiali reporterzy TVN24.
Grażyna i Kamil jako wolontariusze dostarczali pomoc humanitarną w pobliżu linii frontu w Ukrainie. Zostali ranni w okolicach Bachmutu. - Wypakowywali z samochodu pomoc dla ludności, kiedy obok wybuchł pocisk moździerzowy. Niestety w przypadku wolontariuszki zakończyło się to amputacją goleni. Mężczyzna ma ranę od odłamka pocisku - opisał Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, które koordynowało transport Polaków do Lublina.
Z Bachmutu do Lublina. Ranni są już w Polsce
Z rannymi wolontariuszami rozmawiali reporterzy TVN24. - Pierwsze miejsce, do którego zostałam zabrana, to był punkt bardzo interwencyjnej pierwszej pomocy w Bachmucie, gdzie zostałam opatrzona w sposób stabilizujący, bo w Bachmucie nie ma możliwości przeprowadzania żadnych skomplikowanych zabiegów. Tam można tylko zaopatrzyć człowieka na tyle, żeby spróbował przetrwać transport. Zostałam zaopatrzona, znieczulona, za co jestem dozgonnie wdzięczna, i pojechałam do szpitala w Pawłohradzie - relacjonowała Grażyna.
Tam przeszła kilka operacji. - Nie do końca wiem, ile ich było. To nie jest jeszcze moment, w którym jestem gotowa się z tą całą historią medyczną zmierzyć - przyznała. Grażyna następnie została przetransportowana do Lublina. Tam, jak ocenia, spotkała się z "fenomenalną opieką medyczną". - Wiem na pewno, że leczenie pochłonie dużo pieniędzy, bo i proteza, i rehabilitacja... - przyznała.
Wolontariusze o tym, czemu włączyli się w pomoc Ukrainie
- Mnie tak naprawdę nie do końca interesują konflikty polityczne i militarne. Mnie interesuje człowiek. Tam, gdzie człowiek w wyniku różnego rodzaju konfliktów cierpi, tam trzeba z tym człowiekiem być - wyjaśniła Grażyna.
Kamil opowiedział, że pomoc grupy wolontariuszy, w której działa, wystartowała wraz z rozpoczęciem przez Rosję inwazji na Ukrainę w lutym ubiegłego roku. - Zorganizowaliśmy punkt pomocowy dla uchodźców z niepełnosprawnościami. Organizowaliśmy im mieszkania, lekarzy, prawników, wszystko, co było potrzebne - wyliczał. - Zostawiłem pracę, wszystko i przeniosłem się na Ukrainę, żeby działać i wspierać - dodał.
Grażyna opowiedziała, że jest związana ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami od bardzo dawna. - To była jedna z moich pierwszych myśli, jak wybuchła wojna: co z osobami z niepełnosprawnością, jak pomóc, co zrobić, jak ich wesprzeć, jak ich ratować - kontynuowała.
Są szczęśliwi, że żyją
- Jestem szczęśliwy, że żyję, że Grażyna żyje, że wyszliśmy z tego cało - podsumował Kamil.
- Prawdopodobnie nie miałam prawa tego przeżyć, obecność Kamila i jego przytomność uratowały mi życie. Cieszę się, że żyję. Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć. I to jest mój plan na najbliższy czas - dodała Grażyna.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24