Czy obecny wiceszef policji w 2001 roku ukrył aferę korupcyjną? Dlaczego odpuścił sobie śledztwo, w którym dowód miał podany na tacy? Czy doprowadził do tego, że wysoko postawiony urzędnik uniknął kary za łapówkarstwo? - pyta dziennik "Polska". Kazimierz Szwajcowski, ówczesny szef katowickiego CBŚ, dzisiaj nie chce komentować tej sprawy. Jego zwierzchnicy z MSWiA również milczą.
Jest rok 2001. Do Szwajcowskiego przychodzi przedsiębiorca Wiesław Durbas. Twierdzi, że Marek K., dyrektor wydziału inwestycji Będzińskiego Zakładu Elektroenergetycznego, żąda od niego łapówki, kilkudziesięciu tysięcy złotych. Firma Durbasa ma wykonać wart kilkanaście milionów złotych remont w zakładzie - modernizację dystrybutora. Durbas chce podwyższyć koszt robót, pertraktuje z Markiem K., ale ten stawia warunek - Durbas musi podzielić się dodatkowymi pieniędzmi z nim i z osobami z zarządu firmy. Za zwiększenie wartości wykonanych prac o 400 tys. zł Durbas ma dać w łapę 15 proc., czyli 60 tys. zł. Sprawę opisał dziennik "Polska"
Chciał dać, ale nie miał z czego
- Wcześniej już dawałem K. łapówki, ale tym razem nie miałem z czego. Ledwo wiązałem koniec z końcem - przyznaje Durbas, który chciał przystać na propozycję. Nie wiedząc, co ma zrobić idzie więc do Szwajcowskiego, zastępcy szefa katowickiego CBŚ, swojego znajomego jeszcze z czasów szkolnych. Ten z początku chętny do pomocy z czasem się z niej wycofuje - twierdzi "Polska".
- Z początku proponował nawet przeprowadzenie prowokacji ze znaczonymi pieniędzmi z kasy CBŚ - wspomina dziś Durbas.
Co się stało z dowodem?
Szwajcowski, słysząc opowieść Durbasa o żądaniu łapówki, daje mu stary dyktafon, na którym później zostały nagrane żądania łapówki. Jest dowód. Korupcyjna propozycja została udokumentowana. Dochodzi do niej 30 maja 2001 roku w kawiarni Dolce Vita w Sosnowcu. Na spotkanie z K., Durbas idzie sam, bez policyjnej obstawy. Kaseta z nagraniem trafia do prokuratury.
Jednak Szwajcowski umywa ręce. Według Durbasa, nie zrobił nic. Dlaczego? Nie wiadomo. Czy świadomie zaniechał swoich obowiązków? Dlaczego nie wykorzystał dowodów, które dostarczył mu Durbas? To tylko niektóre pytania, które cisną się na usta przyglądając się bliżej tej sprawie.
Dziwne zbiegi okoliczności
Sprawa trafia do prokuratury. Jednak od początku śledztwo idzie jak po grudzie. W końcu zostaje umorzone pod koniec 2001 roku. Zirytowany Durbas zwraca się do prawników posła Zbigniewa Wassermanna (PiS). Po interwencji postępowanie znów rusza. Prokuratura oskarża Marka K., zaczyna się proces. Kaseta z nagraniem korupcyjnej propozycji trafia do Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Biegli uznają nagranie za autentyczne, spisują treść rozmowy z żądaniem łapówki. W 2006 roku okazuje się, że... kaseta została rozmagnesowana. Nie wiadomo, kto i gdzie to zrobił. Sprawa zostaje umorzona a dyrektor, który miał żądać łapówki uniewinniony.
Jak doszło do zniszczenia kasety?
To kolejna zagadka. Zadziwiające jest to, że sąd nie wziął nawet pod uwagę protokołu z odsłuchania nagrania. Sześć lat później sprawą zaniedbań w CBŚ i policji zainteresowano się, jednak nie na długo. Po wstępnym dochodzeniu umorzono sprawę z powodu przedawnienia.
Policja nie dopełniła obowiązków
- W tym przypadku trudno mówić o jakimkolwiek śledztwie. Policja nie dopełniła obowiązków, a powinna zebrać jak najwięcej dowodów, wystąpić o podsłuch podejrzanych, śledzić ich - krytykuje działania katowickiej policji prof. Paweł Kamiński, były wiceprezes Transparency International. Natomiast według Durbasa, sprawa jest prostsza. Kiedy okazało się, że syn dyrektora żądającego łapówki, to znana persona, związana blisko z osobą prof. Leszka Balcerowicza, wtedy były szef CBŚ, umywa ręce.
- Podczas rozmowy ze mną zorientował się, że Marek K. to ojciec Jakuba K., który wtedy w rządzie był ważną postacią. Jakby uszło z niego powietrze - wspomina Durbas. Jakub K. był doradcą Leszka Balcerowicza, ówczesnego ministra finansów.
Sąd popełnił błąd?
Sąd popełnił ewidentny błąd - uważają karniści. - Skoro nagranie zostało odtworzone i zaprotokołowane, to umorzenie jest absurdem - mówi dziennikowi "Polska" prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego. Durbas uważa siebie za jedyną ofiarę. - Jako jedyny przegrałem w tej sprawie - żali się.
Jednak zaszokowany takim zakończeniem sprawy poseł Wassermann deklaruje pomoc. - Bezczynność organów ścigania w tej sprawie jest naganna. Obiecuję, że przyjrzę się zaniedbaniom policji - mówi poseł PiS. Marek K. jest teraz przewodniczącym Rady Nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Będzinie. Jego telefon nie odpowiada.
dk /el
Źródło: "Polska", APTN
Źródło zdjęcia głównego: policja.pl