Czy ludzie mogą mieć pewność, że państwo w przyszłości nie ograniczy im wolności albo nie zabierze pieniędzy, skoro wbrew konstytucyjnym gwarancjom skraca kadencje, a część sędziów przymusowo odsuwa od orzekania? Czy obywatel może liczyć na sprawiedliwość przed sądami, które teoretycznie są niezależne, a w praktyce politycy z roku na rok powiększają w nich swoje wpływy?
Te kwestie zapewne na nowo zdominują debatę publiczną w Polsce.
Prezydent podpisał w środę kontrowersyjne ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym. Kancelaria Prezydenta poinformowała jednak o tym na stronie internetowej dopiero w czwartek.
Ustawy te, zaprojektowane przez prezydenta i uchwalone przez parlament, zostały poddane krytyce nie tylko przez opozycję, ale również przez Rzecznika Praw Obywatelskich, organizacje broniące praw człowieka, międzynarodowe instytucje stojące na straży praworządności, organy Unii Europejskiej i Rady Europy. Odniósł się też do nich Departament Stanu USA.
Spór, jaki toczy się wokół tych ustaw, wiodą głównie politycy i prawnicy, ale nie są to sprawy abstrakcyjne i odległe od życia zwykłych ludzi. Problem z pogodzeniem nowych przepisów z konstytucją może dotknąć w praktyce każdego z obywateli. Wyjaśniamy w czterech punktach, co dokładnie i w jaki sposób.
1. Nie można zwolnić kogoś, kogo kadencja określona jest w konstytucji
Nie wszystkich można zwolnić ze stanowiska, tylko dlatego że nie podobają się władzy politycznej. Niektóre organy muszą być niezależne od polityków. Sądy, bo rozstrzygają spory, w których politycy są stroną. Rzecznik Praw Obywatelskich, bo chroni obywateli przed arogancją i bezdusznością władzy. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, bo jej powinnością jest m.in. stanie na straży wolności słowa.
Gwarancją niezależności sądów od polityków są m.in. kadencje, wprost opisane w konstytucji i wyrażone w latach. Jeżeli takie kadencje są zapisane w konstytucji, to nie może przerwać ich żadna władza - ani rząd, ani parlament, ani prezydent.
Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję (...) Kadencja wybranych członków Krajowej Rady Sądownictwa trwa cztery lata. Konstytucja RP - Art. 183.3 i Art. 187.3
Praktyka ostatnich miesięcy pokazała, że jednak obecna władza chce przerwać gwarantowane konstytucją kadencje: sędziów z Krajowej Rady Sądownictwa i Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Sprawujący władzę politycy nie mówią wprawdzie wprost, że przerywają kadencje niezależnych władz sądowniczych, bo nie podobają się one władzy. Politycy Prawa i Sprawiedliwości przez ostatnie dwa lata nie kryli jednak swej niechęci do KRS czy Sądu Najwyższego. Oba te organy surowo oceniały zmiany w prawie dokonywane przez PiS.
Znawcy konstytucji i praktycy prawa uważają, że po tym przerwaniu kadencji najważniejszych sędziów w państwie politykom będzie już wszystko wolno i nic ich nie będzie ograniczać. Bo skoro już raz złamali konstytucyjne gwarancje niezależności, to nie zawahają się tego uczynić również w przyszłości.
- Jest to niebezpieczne dla samego pana prezydenta. Jeżeli w przyszłości parlament skróci ustawą kadencję prezydenta, będzie to nadużycie tego samego stopnia co przerwanie kadencji sędziów, w dodatku takie, które miało już precedens - tłumaczył skutki ustaw Magazynowi TVN24.pl, jeszcze przed podpisaniem ich przez prezydenta, prof. Adam Strzembosz, pierwszy w wolnej Polsce Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego.
2. Sądy - władza odrębna. Niezależna od rządu, Sejmu i prezydenta
Kolejna gwarancja dla sądów, a tak naprawdę dla obywateli, brzmi: "Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz". To 173. artykuł konstytucji. Trzeba tu zwrócić uwagę, że w artykule tym mowa jest nie tylko o niezależności, ale i o odrębności.
Bo, o ile parlament, rząd i prezydent są ze sobą powiązani i kontrolują się nawzajem, o tyle sądy - dla bezpieczeństwa obywateli - zostały przez autorów konstytucji umocowane obok innych władz i nie są z nimi prawnie powiązane.
Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz. Art 173 Konstytucji RP
To ma gwarantować obywatelom, że sądy będą rozsądzać spory bez żadnych politycznych wpływów. Politycy bardzo często są zainteresowani korzystnymi dla siebie wyrokami sądów i mają do tego święte prawo, dopóki występują przed sądem wyłącznie w charakterze strony i nie mają wpływu na to, kto jest sędzią i kto awansuje na sędziego wyższej rangi, na przewodniczącego wydziału czy na prezesa.
Jeżeli politycy mają wpływ na sądy, oznacza to że obywatel może nie mieć w sporze z władzą w sądzie równych szans. Bo władza wtedy jest zarówno stroną, ale jednocześnie ustala reguły gry. Tymczasem obywatel jest tylko, zaledwie stroną. Wpływu na reguły gry nie ma żadnego.
- To tak, jakby w meczu piłkarskim sędziego wyznaczała jedna z drużyn - tak swego czasu dążenie polityków do przejęcie kontroli nad sądami oceniał na antenie TVN24. prof. Marcin Matczak, teoretyk prawa z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dziś w rozmowie z TVN24 prof. Matczak przewidywał, że wpływ nowego prawa o sądach na życie obywateli nie będzie wprawdzie natychmiastowy, ale odczuwalny.
- Tu nie chodzi o usprawnienie, a o wydrążenie sądów. O mianowanie ludzi, którzy są spolegliwi wobec rządu i wdzięczni za to, że zostali powołani na stanowiska i gotowi są za to się odwdzięczyć. A obywatel odczuje to, gdy stanie przed sądem w sprawie o mandat czy niesłusznie wymierzony podatek - mówi Matczak.
Wpływ polityków na władzę sądowniczą został zapisany już w ubiegłych latach w obowiązujących ustawach, np. o ustroju sądów powszechnych czy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Ustawy, których podpisanie zapowiedział prezydent, wpływ ten pogłębiają.
Sejm pośrednio będzie decydował, kto może być sędzią w Polsce. Do tego - w uproszczeniu - sprowadza się zmiana ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. To Sejm bowiem wybierze w głosowaniu 15 sędziów do Krajowej Rady. Sejm wybiera również do KRS czterech posłów. A Senat - dwóch senatorów. Nominowani przez polityków członkowie KRS będą stanowić miażdżącą większość w Radzie.
Krajowa Rada Sądownictwa składa się z (...) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych. Art 187.1.2) Konstytucji RP (fragment dotyczący sędziów)
Krajowa Rada Sądownictwa - teraz wybierana przez polityków - sprawdza kandydatów na sędziów i wnioskuje do prezydenta o ich powołanie.
Konstytucjonalista, prof. Marek Chmaj, w czwartek 21 grudnia zwracał na antenie TVN24 uwagę na to, że już wkrótce wybrana w 90 procentach przez polityków Krajowa Rada Sądownictwa powoła znaczną część sędziów nowego Sądu Najwyższego.
Przypomnijmy: Konstytucja gwarantuje sądom
a) odrębność,
b) niezależność od innych władz.
Prezydent, zapowiadając w środę podpisanie ustaw sądowych, wyraził jednak pogląd, że władza wykonawcza powinna mieć wpływ na sądy. Powołał się przy tym na przykłady innych państw.
- W Stanach Zjednoczonych sędziów Sądu Najwyższego wskazuje prezydent, a opiniuje ich Senat. Środowiska sędziowskie nie mają tam nic do powiedzenia w tych sprawach. Więc nie widzę żadnego problemu w tym, że takie rozwiązanie jest przyjęte - mówił Andrzej Duda.
Zapewniał, że w wyniku zmian, które przewidują polskie ustawy, "następuje pogłębienie demokratyczności, jeżeli chodzi o wymiar sprawiedliwości".
Nie podjął wątku, czy jego pogląd jest zgodny z Konstytucją, czy nie.
3. Nie ma miejsca dla dwóch Sądów Najwyższych. Sąd Najwyższy jest jeden
Konstytucyjne wątpliwości budzi również nowy kształt Sądu Najwyższego. Ma on zyskać nową Izbę Dyscyplinarną. Wspomniana izba ma zajmować się przewinieniami sędziów względem prawa i godności zawodu. Dyscyplina wśród sędziów jest dla prezydenta tak ważna, że w ustawie uchwalonej według jego projektu słowo "dyscyplinarny" i pochodne występują aż 589 razy.
Izba Dyscyplinarna ma być uprzywilejowana wobec innych izb, cieszyć się wielką autonomią, a nadzór Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego nad tą izbą jest mocno ograniczony. Skoro więc Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego nie ma pełni uprawnień wobec jakiejś izby, to powstają wątpliwości, czy izba ta jest jeszcze częścią Sądu Najwyższego, czy już osobnym sądem, którego nie przewiduje konstytucja.
Wątpliwości nie ma profesor Adam Strzembosz. Powiedział nam, że prezydencka ustawa tak naprawdę tworzy dwa Sądy Najwyższe.
- Izba Dyscyplinarna jest izbą tylko z nazwy, dlatego że jej prezes ma nie podlegać Pierwszemu Prezesowi Sądu Najwyższego, a posiadać równe mu uprawnienia. Uprawnienia te to między innymi prawo określania budżetu izby, własna kancelaria i szef tej kancelarii z uposażeniem sekretarza stanu, równym szefowi kancelarii całego Sądu Najwyższego. Jeżeli dodać do tego, że prezes Izby Dyscyplinarnej będzie miał odrębne służby administracyjno-gospodarcze, odrębne kadry i osobną ochronę, to jest to nic innego, jak drugi Sąd Najwyższy. Konstytucja nie przewiduje dwóch Sądów Najwyższych. Przewiduje wyłącznie jeden - przypomina Adam Strzembosz.
4. Co państwo dało, nie może zabierać
Kolejna wątpliwość konstytucyjna jest pośrednio związana z konstytucją i dotyczy tylko sędziów Sądu Najwyższego, ale może w przyszłości okazać się ważna dla innych obywateli. Bo jak zwraca uwagę część prawników, jeżeli Sejm raz naruszył zasadę państwa prawnego, to może to zrobić również w przyszłości.
Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Art. 2 Konstytucji RP
Chodzi o to, że sędziowie Sądu Najwyższego mający 65 lat i więcej przejdą automatycznie w stan spoczynku, choć gdy przyjmowali się do pracy, mieli orzekać do 70. roku życia. Czyli ustawa zmieniła zasady ich pracy w czasie, gdy już pracowali. Znawcy prawa przyznają, że Sejm ma prawo skrócić sędziom okres orzekania, ale nowe przepisy powinny dotyczyć tych sędziów, którzy zaczną pracę dopiero po wejściu w życie nowych zasad. Starym powinno się pozwolić dokończyć pracę na starych zasadach.
Tę zasadę fachowo nazywa się ochroną praw nabytych i niedziałaniem prawa wstecz. Nie są to zasady wprost zapisane w konstytucji. Ale polska ustawa zasadnicza mówi, że "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym". Dwie niekwestionowane zasady państwa prawnego to właśnie ochrona praw nabytych i niedziałanie prawa wstecz.
Przestrzeganie tych zasad jest ważną gwarancją bezpieczeństwa ekonomicznego obywateli. Na przykład w poprzedniej kadencji Trybunał Konstytucyjny uznał na tej podstawie, że rząd nie może zabronić obywatelom, którzy na starych zasadach mogli jednocześnie pracować i pobierać emeryturę. Gabinet Tuska musiał zwracać pracującym emerytom zabrane emerytury z odsetkami.
To, czy ochrona praw nabytych działa zawsze i wszędzie, pozostaje kwestią sporną. Przepis konstytucji mówiący, że "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym" ma swój dalszy ciąg. Brzmi on: "urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". Część prawników uważa, że sprawiedliwość społeczna jest ważniejsza niż zasady państwa prawnego. Na przykład w 2010 roku posłowie PO dowodzili przed Trybunałem Konstytucyjnym, że ochrona praw nabytych nie ma charakteru absolutnego, a sprawiedliwość społeczna jest ważniejsza. Bronił w ten sposób obniżenia emerytur funkcjonariuszom SB dokonanego przez Sejm dwa lata wcześniej.
Z debaty prawników płynie tak czy inaczej jeden ważny wniosek - że prawa nabyte należy zabierać ludziom z najwyższą ostrożnością. Żeby nie tworzyć niedobrych wzorów na przyszłość. Bo z punktu widzenia władzy zawsze łatwiej jest coś zabrać obywatelom niż dać. Ta przypadłość państwa nie dotyczy tylko Polski i jest już innym tematem.
Autor: jp/adso / Źródło: tvn24.pl