Kitesurfer Jan Lisewski, który zaginął na Morzu Czerwonym jest już w Polsce. Sportowiec podziękował m.in. rządowi Arabii Saudyjskiej za udaną akcję ratunkową. Lisewski wystartował w miniony piątek z Egiptu. Zamierzał przepłynąć do portu Duba w Arabii Saudyjskiej.
- Chciałbym bardzo podziękować za udaną akcję asekuracyjną rządowi Arabii Saudyjskiej, to bezsprzeczny sukces - powiedział kitesurfer, po powrocie do kraju. Dziękował też rządowi polskiemu i konsulowi, a także znajomym i wszystkim ludziom, którzy go wspierali.
- Mnóstwo ludzi było w to zaangażowanych i każdemu z osobna podziękuję - zaznaczył Lisewski.
Kilka dni temu na antenie TVN24 Lisiewski również dziękował, ale mówił też jednocześnie, że poszukiwania były - w jego opinii - zakrojone na szeroką skalę, ale jedynie te medialne. - Nie wyglądało to dobrze - wspominał, dodając, że helikopter kilkakrotnie przelatywał koło niego i go nie zauważył, podobnie było z łodziami, choć jak zaznaczył, wysyłał sygnały SOS i race.
Kilkadziesiąt godzin na morzu
Polski kitesurfer zaginął podczas próby samotnego przepłynięcia Morza Czerwonego na desce. Wystartował w miniony piątek rano z egipskiej El Gouny z zamiarem pokonania ponad 200-kilometrowej trasy i dotarcia do portu Duba w Arabii Saudyjskiej. Został odnaleziony w niedzielę po 40 godzinach poszukiwań.
- Z mojej strony była ciągła nadzieja i walka o przetrwane. Wyglądało to jak horror - powiedział Lisewski. Dodając, że musiał walczyć z 11 rekinami, które go atakowały.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24