Dyrektorka szkoły przez 10 lat uczyła dzieci matematyki, nie mając matematycznego wykształcenia. Gdy została poproszona u udowodnienie, że ma kwalifikacje, przyniosła wójtowi dyplom, który najprawdopodobniej został sfałszowany.
Sprawą zajęła się prokuratura. Dyrektorka ma już postawione zarzuty. Według ustaleń śledczych Ewa N., wykorzystując stanowisko dyrektora, wprowadzając w błąd organ prowadzący, sama przyznawała sobie godziny z matematyki i geografii. Przez te lata miała bezpodstawnie zarobić 100 tys. złotych. Sprawa wyszła na jaw, gdy Bogdan Szylar, wójt podkarpackiej gminy Radymno poprosił dziekana Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu Rzeszowskiego o potwierdzenie dyplomu, który - jako swój - przedstawiła mu dyrektorka. W odpowiedzi otrzymał pismo z uczelni, że dyplom o podanym numerze został wydany innej osobie.
Kontrola wójta w szkole wykazała, że dyrektorka prowadziła lekcje, nie mając do tego uprawnień, przez około dziesięć lat. Pobrała w tym czasie - według władz gminy - sto tysięcy złotych nienależnego wynagrodzenia.
"To oszustwo wobec uczniów"
Zastanawiający pozostaje fakt, że wcześniej przez wiele lat dokumenty i kwalifikacje dyrektorki nie wzbudziły niczyjej wątpliwości. Tę sprawę bada z kolei podkarpackie kuratorium. Jak zauważa Ludwik Sobol, dyrektor Wydziału Rozwoju Edukacji Kuratorium Oświaty w Rzeszowie, problem jest znacznie poważniejszy, niż tylko nienależnie pobrane sto tysięcy złotych.
- To jest oszustwo wobec uczniów, ponieważ dyrektorka wzięła odpowiedzialność za nauczanie przedmiotu, do których nie miała kwalifikacji i umiejętności - mówi urzędnik kuratorium.
Dlaczego więc nikt wcześniej nie dopatrzył się tej nieprawidłowości?
Odpowiedzi na to pytanie szukała reporterka "Blisko Ludzi" TTV Aneta Regulska. Reportaż na antenie TTV dziś po 17:10.
Autor: kło/ja / Źródło: Blisko Ludzi TTV
Źródło zdjęcia głównego: Blisko Ludzi TTV