Wielu polityków PiS-u nie ma siły bronić rzeczy, których nie da się bronić - powiedział w "Faktach po Faktach" poseł Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński. Nawiązał do pytań o zarobki w Narodowym Banku Polskim, skierowanych przez senatora Prawa i Sprawiedliwości Jana Marię Jackowskiego do prezesa NBP Adama Glapińskiego. "Kolejną odsłoną programu koryto plus" nazwał drugi gość programu, wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) opisywane przez media wysokie zarobki asystentek Glapińskiego.
O wysokich zarobkach dwóch współpracownic Adama Glapińskiego pisała pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza". Jedna z nich, szefowa departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska, ma według dziennika otrzymywać miesięcznie 65 tysięcy złotych. Portal OKO.press oszacował, że w grę może wchodzić nawet wyższa suma. Narodowy Bank Polski zaprzeczał doniesieniom medialnym, ale nie ujawnił prawdziwych zarobków. Pensjom w NBP ma się przyjrzeć Najwyższa Izba Kontroli, co już zapowiedział jej prezes Krzysztof Kwiatkowski.
Kierwiński: prezes Glapiński czuje się bezkarny
- Nie chodzi tylko o kwestie tych horrendalnych wynagrodzeń asystentki mianowanej dyrektorką, tylko chodzi o elementarną bezkarność. Pan prezes Glapiński czuje się elementarnie bezkarny - powiedział w TVN24 Marcin Kierwiński. Tłumaczył, że jego zdaniem prezes Narodowego Banku Polskiego "czuje, że ma z tyłu prezesa (Jarosława) Kaczyńskiego, że ma całą machinę pisowską (…), która na samym końcu się nie odwróci od niego".
- W zeszły rok wchodziliśmy z drugimi pensjami polityków PiS-u. Wtedy też wielu polityków PiS-u przed kamerami mówiło, że to nic nadzwyczajnego, że to są premie, że premie się należą. Ale poza kamerami mówili, że ciężko to tłumaczyć, bo tego nie da się tłumaczyć - stwierdził poseł PO. Jego zdaniem "tym bardziej nie da się tłumaczyć tego folwarku, który w NBP zrobił prezes Glapiński".
- Pan senator i wielu polityków PiS-u nie mają siły bronić rzeczy, których nie da się bronić - skomentował poseł opozycji.
"To jest sytuacja nieakceptowalna"
Jak ocenił w "Faktach po Faktach" wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka, "partie w Polsce funkcjonują jako wielkie grupy pośrednictwa pracy". - Zatrudniają członków swoich rodzin, swoich znajomych - powiedział polityk Kukiz'15. - Prawo i Sprawiedliwość obiecywało nową jakość. Powtarzali: wystarczy nie kraść. Obiecywali umiar. A tutaj: kolejna odsłona programu koryto plus – dodał.
- W końcu dowiadujemy się, czemu Polacy muszą płacić 60-70 procent w podatkach: żeby współpracownicy pana prezesa mogli zarabiać cztery razy więcej niż prezydent Polski - stwierdził wicemarszałek Tyszka.
Powiedział, że skierowanie przez senatora PiS pytań do prezesa NBP go "nie zaskoczyło" bo - jak zauważył - "w ramach Prawa i Sprawiedliwości toczą się różne walki frakcyjne".
- To jest sytuacja nieakceptowalna. Nie wiemy, jakie ta pani ma kompetencje, nie wiemy do końca, ile zarabia. Uważam, że obywatelom należy się natychmiastowe ujawnienie skali zarobków w NBP - powiedział Tyszka.
Pytanie senatora Jackowskiego
Goście "Faktów po Faktach" nawiązywali do pytań, jakie senator PiS Jan Maria Jackowski skierował do prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego.
"W związku z informacjami w mediach dotyczącymi zarobków miesięcznych Pana współpracowniczek w NBP, które zbulwersowały osoby zwracające się do mojego Biura Senatorskiego, zwracam się do Pana Prezesa z pytaniami, które zadają mi moi wyborcy" - napisał senator Jackowski.
Potem tłumaczył: - Postanowiłem w tej sprawie przeciąć spekulacje medialne i skierować oświadczenie, czyli interpelację senatorską - u nas to się według regulaminu nazywa oświadczenie - skierowane do pana prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego.
Jackowski przekazał, że dotychczas Narodowy Bank Polski nie udzielił mu odpowiedzi, przypomniał jednak, że według przepisów ma na to 30 dni. - Czekam na odpowiedź. Mam nadzieję, że będzie wyczerpująca - dodał senator.
Zarobki w NBP
Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" napisała o kontrowersjach wokół kariery "dwórek Adama Glapińskiego", czyli dwóch bliskich współpracowniczek prezesa NBP. Chodzi o szefową departamentu komunikacji i promocji w Banku Martynę Wojciechowską oraz dyrektorkę gabinetu prezesa NBP Kamilę Sukiennik. "Wyborcza" poinformowała, że zarobki Wojciechowskiej mogą wynosić około 65 tys. zł miesięcznie.
"Według naszych informacji awans dyrektorski dostała w sierpniu 2016 r. Porównując jej oświadczenia majątkowe sprzed awansu i po nim, oszacowaliśmy, że po podwyżce w sierpniu zarabia ok. 65 tys. miesięcznie wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami. Dla porównania – były prezes NBP Marek Belka dostawał w sumie ok. 57 tys. zł miesięcznie" - napisała "GW".
Portal OKO.press wskazał, że łącznie Wojciechowska może zarabiać jeszcze więcej - nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie. Według serwisu za zasiadanie w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego otrzymywała bowiem w 2017 roku ponad 11 tysięcy złotych miesięcznie, a w 2018 roku ponad 12 tysięcy złotych miesięcznie.
Narodowy Bank Polski zaprzeczył doniesieniom "Wyborczej", ale nie ujawnił, ile wynoszą zarobki Wojciechowskiej. Pensjom w NBP ma się przyjrzeć NIK, co zapowiedział już jej prezes.
Autor: ft//rzw//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24