Dwóch aktywistów z Wrocławia chce, aby sczepienia stały się jednym z kryteriów rekrutacji do publicznych żłobków i przedszkoli. - Zależy nam na dobru, zdrowiu i życiu wszystkich dzieci - podkreślał w "Wstajesz i weekend" w TVN24 Marcin Kostka, współautor pomysłu. Jak dodał, projekt ma pokazać skalę problemu rezygnowania ze szczepień i przekonać rodziców, że "szczepienia to nie jest nic złego".
Gościem "Wstajesz i weekend" był mecenas Marcin Kostka, współautor projektu ustawy "Szczepimy, bo myślimy".
"Żadnego dodatkowego obowiązku"
Podkreślał, że współtworzony przez niego projekt "nie wprowadza żadnego dodatkowego obowiązku".
- Szczepienia, które mamy teraz, to jest pokłosie pierwszych szczepień obowiązkowych, wprowadzonych w latach 60. W roku 1994 wprowadzono program szczepień ochronnych, który jest aktualizowany co roku. Obecnie na podstawie ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi obowiązuje rozporządzenie, które wskazuje jakie szczepienia są obowiązkowe. Na podstawie tego rozporządzenia jest przygotowywany co roku komunikat przez Głównego Inspektora Sanitarnego, gdzie są wskazane konkretne szczepienia, wraz z okresem, kiedy dziecko trzeba zaszczepić - wyjaśniał. Zaznaczył, że zależy mu na tym, by "te przepisy, które już obowiązują, były respektowane".
Nowa propozycja
- Nie chcemy wprowadzać tego bezpośrednio, jako kryterium, które ma dyskryminować dzieci - zastrzegł mecenas. Wskazał, że przygotowany projekt ma "dać samorządom możliwość wprowadzenia posiadania szczepień ochronnych jako jednego z punktowanych kryteriów przyjęcia do publicznych żłobków i przedszkoli". - W projekcie wprowadziliśmy zapis, zgodnie z którym lekarz podstawowej opieki zdrowotnej, miałby wydawać zaświadczenie, że dziecko posiada szczepienia, które wyszczególnione są w komunikacie Głównego Inspektora Sanitarnego - tłumaczył Marcin Kostka. - W przypadku, kiedy pojawią się jakieś przeciwwskazania, kiedy te szczepienia nie mogą być realizowane według kalendarza, wystarczające byłoby zaświadczenie od tego samego lekarza, że takie przeciwwskazania występują - sprecyzował.
Chcą wywołać dyskusję i pokazać skalę problemu
Podkreślił, że autorom projektu "zależy na dobru, zdrowiu i życiu wszystkich dzieci".
- Założeniem naszego projektu, jest to, żeby wywołać dyskusję, żeby była możliwa edukacja ludzi. Chodzi o to, żeby nie tyle zmusić, co przekonać, że te szczepienia to nie jest nic złego, wywołującego szkodliwe powikłania. Oczywiście, takie rzeczy też występują, ale trzeba pamiętać, że wszystkie leki mają jakieś działania niepożądane - wskazał współautor "Szczepimy, bo myślimy" - Chcemy pokazać jak wygląda skala problemu - podsumował.
Autor: ads//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock