Dlaczego Donald Tusk nie chce powiedzieć, czy będzie kandydował na urząd prezydenta? - Bo uważam, że są możliwe dla Polski być może lepsze scenariusze - odpowiada premier. Zaraz dodaje jednak, że jeśli do swojego projektu zmian ustrojowych nie znajdzie odpowiedniej liczby sojuszników to do wyścigu może stanąć i "nie będzie bez szans". Rola słabego prezydenta go jednak nie interesuje.
Zapytany, czy interesuje go stanowisko osłabionego prezydenta, Donald Tusk odpowiedział w "Kropce nad i" w TVN24 bardzo krótko: "Nie". Dlaczego? - Jeśli ma się wiarę we własne siły, możliwości to lepiej brać to, co jest do wzięcia po to, żeby mieć instrumenty i żeby ta energia nie szła na próżne. Oczywiście póki jestem w tej grze o Polskę to wolę być silny, a nie słaby - tłumaczył dalej.
Decyzję o swoim ewentualnym starcie w wyborach prezydenckich obecny szef rządu uzależnia od tego, czy uda mu się znaleźć sprzymierzeńców w walce o zmiany w konstytucji. Miałyby one jasno określić, czy nasz kraj znajdzie się bliżej systemu kanclerskiego, czy prezydenckiego.
Tuska brak parcia
Walki o prezydenturę, jeśli zajdzie taka potrzeba, Tusk się nie boi. - Ja mam się obawiać, czy konkurencja? - pytał retorycznie. "Przesadnego parcia na władzę" jednak nie ma. - Wielokrotnie mi to zarzucano. Nie sądzę, by to (brak pędu do władzy) się kiedykolwiek zmieniło - zaznaczał.
Premier "nie chce mieć więcej władzy", ale "chce coś poprawiać". I jego zdaniem Polska jest krajem, w którym można to robić nawet przy niesprzyjających trendach i braku wsparcia prezydenta. - Nie jest odkryciem, że Lech Kaczyński nie był entuzjastą wielu decyzji rządowych. Może nie nazwałbym go wielkim hamulcowym, ale skłamałbym gdybym powiedział, że mogłem liczyć na jego wielkie wsparcie - argumentował.
Tymczasem Polsce potrzebna jest - zdaniem szefa rządu - "synergia na rzecz kraju zamiast zimnej wojny". – Lech Kaczyński nie ma złego charakteru, tylko jest wyposażony we władzę stricte negatywną (czyli prawo weta) – wyjaśniał dalej.
Chciałby rozmawiać z prezydentami
W "Kropce nad i" Tusk zapowiedział również, że o zmianach w konstytucji chciałby rozmawiać wspólnie z obecnym prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.
- Uważam, że jest już takim wstępnym sukcesem skłonienie urzędującego prezydenta i byłego prezydenta, osób, które nie są zaprzyjaźnione politycznie, by wspólnie zacząć rozmawiać na serio o tym, co w konstytucji poprawić powiedział Tusk.
Na pytanie, czy politycy usiądą wspólnie i będą rozmawiać na temat zmian w konstytucji odparł, że chciałby by do tego doszło.
Lech Kaczyński "otwartym partnerem"
Wcześniej tego samego dnia Tusk poinformował, że jest już po pierwszych, nieformalnych konsultacjach z Kaczyńskim i Kwaśniewskim. Odnosząc się w "Kropce nad i" do rozmowy z Kaczyńskim, powiedział: - Na pewno pan prezydent jest otwartym partnerem do dyskusji na temat przyszłości konstytucji.
W opinii premiera, biorąc pod uwagę interes państwa, obojętne jest, do kogo będzie należała władza, byleby była w jednym miejscu i by nie było powodu "do bijatyki". - Władza wykonawcza powinna być w jednym ręku, prezydenckim lub kanclerskim - mówił.
Podkreślił jednocześnie, że zmiany ustrojowe, które on zaproponował, zmierzają w takim samym kierunku jaki zaproponowali byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego.
Trzej byli prezesi TK proponują w swoim projekcie ograniczenie władzy prezydenta, m.in. poprzez zmniejszenie progu głosów koniecznych do odrzucania weta, wzmocnienie systemu parlamentarno-gabinetowego oraz wybór prezydenta przez Kolegium Elektorów.
Obecnie prezydenckie weto może być odrzucone przez Sejm większością 3/5 głosów. Projekt byłych prezesów TK przewiduje, że konieczne będzie do tego zebranie jedynie większości bezwzględnej.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24