- Nie można dzielić zbrodni na Polakach w zależności od potrzeb politycznych - przekonywał we wtorek "Jeden na jeden" były premier Leszek Miller. Jego zdaniem to skandal, że PiS wycofał się z projektu ustawy, która ustanowiłaby 11 lipca dniem pamięci ofiar ludobójstwa na Wołyniu.
- Nie wiem, dlaczego PiS się wycofał (z ustawy - red.). Prawdopodobnie pod wpływem strony ukraińskiej czy jakiegoś czynnika międzynarodowego - powiedział Miller.
Dodał, że w przypadku rzezi wołyńskiej "mamy do czynienia z ewidentnym ludobójstwem, mordem założycielskim". Tymczasem - jak mówił - w Kijowie zdecydowano niedawno o nazwaniu jednego z prospektów (ulicy - red.) imieniem Stepana Bandery.
- I polskie władze na to nie reagują. To jest skandaliczne - ocenił Miller.
- Trzeba domagać się od Ukraińców, żeby po pierwsze ścigali zbrodniarzy, którzy wymordowali ponad 100 tys. Polaków, a po drugie, żeby nie budowali własnej tożsamości na polskiej krwi - podkreślił były premier.
Dodał przy tym, że nie przekonują go takie pojednawcze gesty, jak złożenie kwiatów przez ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenkę pod warszawskiemu pomnikiem ofiar Wołynia.
- Co to za gest, skoro ten sam prezydent nadał Banderze tytuł bohatera Ukrainy? - pytał Miller.
100 tys. ofiar Wołynia
"Rzeź wołyńska" to określenie masowych zbrodni popełnionych w latach 1943-44 przez OUN i UPA na ludności polskiej na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i terenach południowo-wschodnich województw II RP.
Kulminacja zbrodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały około 150 polskich miejscowości - podczas tzw. "krwawej niedzieli" oddziały UPA wymordowały ok. 11 tys. ludzi. Dla polskich historyków rzeź wołyńska była ludobójczą czystką etniczną, w której zginęło ponad 100 tys. osób. Są też szacunki mówiące o 120-130 tys. ofiar. Dla badaczy z Ukrainy zbrodnie były konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna.
Autor: ts/kk / Źródło: tvn24