- Moim zdaniem nie było żadnego sporu kompetencyjnego - powiedział TVN24 rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Mariusz Błaszczak. Problem jednak pewien był. - Pan premier stworzyła sobie metodę polityczną - atak na prezydenta Rzeczpospolitej - uważa Błaszczak. I powtarza dobrze znane zdanie: - Z czego to wynika? Może z przegranej w wyborach prezydenckich 2005 roku? A może z ambicji politycznych wygrania w przyszłorocznych wyborach? - zastanawia się Błaszczak. I dodaje, że rząd rzeczywiście rządzi "w sprawach bieżących", a prezydent "współtworzy politykę zagraniczną".
Błaszczak jest zdania, że sporu kompetencyjnego nie było
Premier górą - według PO
Tę samą sprawę w nieco innym świetle przedstawił szef komisji spraw zagranicznych Krzysztof Lisek z Platformy Obywatelskiej. - Teraz już widać dość jednoznacznie, że to rząd przygotowuje stanowisko Polski i to premier nas reprezentuje - uważa poseł. - Prezydent jest zobowiązany do współdziałania z rządem i prezentowania tego samego stanowiska na zewnątrz - dodał Lisek. Zaznaczył też, że jego zdaniem - w świetle orzeczenia TK - gdyby na szczycie UE Polska miała tylko jedno krzesło, to zająłby je premier "jako osoba uprawniona do prezentacji stanowiska Polski".
Lisek uważa, że wygrał premier
Nic nowego
Werdykt Trybunału nie usatysfakcjonował natomiast Eugeniusza Kłopotka z Polskiego Stronnictwa Ludowego. - Niezbadane są wyroki trybunałów - filozoficznie skomentował ludowiec. Według niego, nic w tej kwestii się nie zmieniło i nadal sprawność współpracy uzależniona jest od relacji pomiędzy prezydentem i premierem. - Jeśliby obie strony chciały ze sobą współgrać, to nie byłoby żadnego problemu - uważa Kłopotek i przestrzega Platformę przed dalszą praca nad ustawą kompetencyjną w tej sytuacji. - I tak wylądowałaby na biurku prezydenta, a on skierowałby ją do Trybunału Konstytucyjnego, który pewnie uznałby ją za niezgodną z konstytucją - powiedział Eugeniusz Kłopotek.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / PAP/Tomasz Gzell